Jeszcze w sobotę wieczorem ruszyłyśmy z Dajaną do St. Pauli, a dokładniej na Reeperbahn, czyli jedną z najbardziej znanych ulic czerwonych latarni na świecie. Nie miałyśmy w planach pójścia na imprezę, chciałyśmy po prostu zobaczyć to sławne miejsce. Szczerze mówiąc, wydało mi się ono dość przerażające, a na dodatek brudne i pełne bezdomnych (a każdy z nich miał psa. Czyżby służyły jako darmowy grzejnik?). Najbardziej zaskoczył nas chyba widok rodziców spacerujących po Reeperbahnie z dziećmi - ale z drugiej strony, czy w kraju, w którym powstało "Bravo", powinno coś takiego dziwić? ;) Oczywiście, nie zabrakło też pijanych angielskojęzycznych turystów... Nie wspominając już o tym, że cała oferta skierowana jest do panów (w najlepszym wypadku do gejów), a kobiety zupełnie się pomija - czy to lesbijki, czy heteroseksualne.
Reeperbahn w całej swojej okazałości.
My w odbiciu w witrynie jednego z tamtejszych klubów.
Oto dowód, że McDonalda można znaleźć zawsze i wszędzie. ;)
Z przodu neon hotelowy, a z tyłu z napisem głoszącym: "Jezus żyje!". ;)
Marketing w wydaniu reeperbahnowym. Jedno "sexy" to za mało. ;)
Po lewej znak informujący o zakazie używania broni, a po prawej polski akcent na Reeperbahnie, czyli restauracja "U Teresy". ;)
Tamtejsze menu.
A na koniec widok na wesołe miasteczko, które wyrasta w okolicach Reeperbahnu kilka razy do roku i nazywa się "Dom", co po niemiecku oznacza... "katedrę". xD