Relacja z podróży do Armenii zakończyła się, więc wreszcie - na koniec marca ;) - mam zaszczyt zaprezentować Wam drugą część styczniowych obrazków. ;)
Parkometry pod Pałacem Kultury (nie ma to jak znajomość języka polskiego, prawda? :) ) oraz kartka wisząca w wielu miejscach na Powązkach.
Gdzieś po drodze w Warszawie. Wyglądało na stojak z ulotkami (?).
Czyszczenie wiaty przystankowej. ;)
Nie ma to jak szantaż uczuciowy na cmentarzu powązkowskim. ;)
Plac Zamkowy...
... i Krakowskie Przedmieście.
Świąteczna dekoracja za dnia.
Autobusowa ciekawostka. Ktoś chyba nie dokończył swojej litanii narzekania. ;)
Mówcie sobie, co chcecie, ale dla mnie Pałac Kultury to najciekawszy budynek w stolicy. :)
Australijskie powitanie w Armenii - orzechy makadamia, które Dajana dostała od swojego współlokatora.
Było także niemieckie powitanie. ;)
Co można zrobić na Placu Republiki? Ano, można na przykład się zważyć. ;)
Szyldy sklepowe po drodze do Kaskady.
A tu ten sam napis w dwóch wersjach alfabetowych. ;)
Kolejny ślad niemieckości w Erywaniu. ;)
Zwróćcie uwagę na te dwa bloki w tle.
Spodobał mi się ten znak.
Wygląda na to, że Orange sponsoruje erywańskie przystanki, bo praktycznie wszystkie tak wyglądają. ;)
Kaskada - z zewnątrz...
... i wewnątrz.
Teraz trochę o ormiańskim ruchu ulicznym. Po pierwsze, auta, w których wszystkie szyby są przyciemnione. I nie dotyczy to tylko luksusowych BMW, niektóre łady też tak mają...
Synteza ormiańskiej drogi - taksówki, marszrutka, autobus z butlami gazowymi na dachu.
Z powyższych trzech brakuje tu tylko autobusu. ;)
Samochód policyjny.
W Erywaniu bardzo podobały mi się odliczacze czasu pozostałego do zmiany świateł. Praktyczny pomysł - nigdy nie zapomnę D. krzyczącej: "W.! Zostaw to zdjęcie, bo nie zdążymy, mamy dziewiątkę!". xDDD Żeby jednak nie było tak wesoło, to sygnalizacja dla kierowców nie stoi przed skrzyżowaniem tylko... za nim. xD
Niektórzy zupełnie nie przejmują się światłami i przechodzą sobie, jak im się podoba. Dlatego często na środku przejść dla pieszych znajduje się martwa strefa, żeby przechodzący mieli gdzie stanąć pomiędzy pędzącymi samochodami. ;)
Uliczny punkt sprzedaży kwiatów.
Zdjęcie w odbiciu przy operze...
... oraz boczne drzwi do niej i jedno z ogłoszeń, którymi obwieszony był pobliski przystanek.
Plac Republiki w obliczu wieczornym.
Wieczorna opera...
... i Kaskada.
Kiedy robiłam to zdjęcie Matce Armenii, o mało co nie przejechały mnie widoczne tu auta. ;)
Wydeptane schody w Geghardzie i balkony zawalone rupieciami w okolicach Matenadaranu.
Ormiańskie pranie. Czasem można się tu poczuć jak we Włoszech. ;)
Przez te dziury wkłada się pierzyny do środka poszewek. xD
Okolice Kilikii obwieszone były tymi kartkami. Napisano tu: "kocham cię".
Karteczka przy Matenadarnie. Nie żeby flesz po niemiecku nazywał się "Blitz". ;)
No właśnie! :)
Inne ciekawe ogłoszenie.
Ormiańskie pieniądze - dramy.
A taki oto chleb jadłyśmy. Drugi to wersja napompowana ulepszaczami. ;]
Ormiańska myśl techniczna. ;)
Kwaśny kompot wiśniowy - bez prezerwatyw...
... i sterylizowany. ;)
Orenżadka z estragonem (dość mocno czuć ją lukrecją, ale po moich niemieckich przeżyciach, co to dla mnie...) oraz sok Ararat. Usilnie polecam kupowanie w Armenii tylko produktów, które nazywają się od świętej góry tego kraju, przynajmniej będziecie mieli pewność, że będą zjadliwe.
Inna wersja orenżadki i piwo Ararat - nigdy w życiu nie kupujcie Kilikii, bo jest obrzydliwa. ;] Obok - widok z okna w budynku, w którym nocowałam w Tbilisi.
Napis na ścianie na klatce schodowej tamże.
I na koniec - ciekawa figura przy jednym z budynków w stolicy Gruzji i dziwny znak z chmurką z deszczem, który gdzieś tam znalazłam. Jakieś pomysły co może oznaczać?