wtorek, 31 maja 2016

Białystok.

Z przykrością stwierdzam, że foty z Białegostoku gdzieś mi znikły. Na dodatek nie mam pojecia jak i kiedy, więc bardzo się cieszę, że wrzuciłam tyle zdjęć na Instagram, bo dzięki temu mogę Wam coś pokazać. A Białystok naprawdę mi się podobał! Zaczęłam oczywiście od wycieczki śladami murali (mam nawet mapkę, o tu) i byłam zachwycona, że a) na blokowisku mogą być cerkwie, b) nie spotkałam żadnego naziola, a same panie robiące sobotnie zakupy. ;) Potem były jeszcze Bojary (hej, kocham te domki!), katedra ze świetną podłogą i starówka. W stolicy Podlasia jest też jedyny kościół z zegarem w środku, który kiedykolwiek widziałam. Generalnie to Białystok zrobił na mnie ogromnie pozytywne wrażenie i zdecydowanie będę tam wracać. Zwłaszcza, że znikły mi te fotki. ;)












PS Żebym to ja jeszcze umiała wypośrodkować te zdjęcia, ech...!


piątek, 13 maja 2016

Zielona Góra.

Zielona Góra to wycieczka na kilka godzin, ładna starówka, w końcu to nie Kielce. Następnym razem muszę zdążyć do Palmiarni.

No dobra, przyznaję, dworzec autobusowy w Kielcach daje radę. ;)


















piątek, 6 maja 2016

Kielce.

Takich zaległości na blogu nie miałam jeszcze nigdy. No, może podczas relacji z Camino, ale wtedy mieszałam stare wpisy z nowymi i jakoś to szło. Teraz z kolei mam dużo pracy na uczelni (licencjat się sam nie napisze, a szkoda...) oraz nerwowo staram się unikać czwórek na Erasmusie (heloł, w Austrii mają odwrotny system, czwórka to ostatnia ocena, która zdaje). I chociaż to unikanie idzie mi średnio, to jednak przygotowywanie się do zajęć pochłania bardzo dużo czasu.

Ale na dziś mam dla Was Kielce. Kielce, w których jedyne knajpy to pizzerie, a wegetarianin nie ma czego szukać i musi zjeść na obiad frytki w Maku. Kielce, gdzie nie ma co oglądać (może oprócz Muzeum Zabawek), więc ze dwie godziny spędza się w wyżej wspomnianym Maku, tłumacząc jakiś tekst na zajęcia. Myślałam, że w dzisiejszej Polsce nie ma już miejsc, które mogłyby mi się nie podobać (weźmy na przykład moje ukochane Kato!), ale jednak się myliłam. Jest jedno takie miejsce i są to właśnie Kielce (he, he).

Następnym razem jadę w góry.