środa, 31 października 2012

Frankfurt am Main - Palmengarten.

Ku mojej ogromnej uldze, kiedy wyszłam z Senckenberg Museum, śnieg przestał już padać. Mżyło jeszcze ociupinkę, ale nie na tyle, żeby powstrzymać mnie od raźnego skierowania się w stronę kolejnego miejsca, które znajdowało się na mojej liście rzeczy do zobaczenia, czyli do Palmengarten. Jest to połączenie ogrodu botanicznego z palmiarnią i jest to miejsce tak urokliwe, że zdecydowanie stało się moim ulubionym przystankiem we Frankfurcie. Gdybym mieszkała w tym mieście, zdecydowanie chodziłabym do Palmengarten przynajmniej raz na tydzień. :)

W ogrodzie dominowała żółć i czerwień...
... a w szklarniach soczysta zieleń. Były one podzielone na różne strefy klimatyczne - był więc na przykład las tropikalny...
... gdzie miałam okazję przyglądać się z bliska fakturze liści poszczególnych roślin...
... a także pole kaktusowe...
... i pomieszczenie z przeróżnymi jesiennymi kwiatami.
Wędrowałam sobie ścieżkami, a czasem drogę umilały mi takie niespodzianki. ;)
Kiedy natomiast wchodziłam do szklarni, mój obiektyw natychmiast parował ze względu na dużą różnicę temperatur. Sporo moich zdjęć wygląda więc tak jak poniższe.
 Ławka w jednym z pawilonów dobrym miejscem na drzemkę?
No i na koniec... Tak, oczywiście, zdjęcie w lustrze (a raczej w lustrzanej szybie jednego z pawilonów) z planem Palmengarten w ręce. ;))) 


Translation

Fortunately, after my visit to Senckenberg Museum, it stopped snowing, so I was able to continue with my itinerary and go to Palmengarten. This was the loveliest place I saw in Frankrut and if I lived there I would certainly be there at least once a week. :)

wtorek, 30 października 2012

Frankfurt am Main - Senckenberg Museum.

Kiedy wyszłam z Muzeum Goethego, śnieg wciąż padał. Udałam się więc do kolejnego muzeum - tym razem historii naturalnej, które zostało nazwane od nazwy fundacji, które je ufundowała (która to fundacja została nazwana od nazwiska swojego fundatora - niejakiego Johanna Christiana Senckenberga ;) ). No, w każdym razie nazywa się ono Senckenberg Museum i może poszczycić się... uwaga, uwaga... największą kolekcją dużych szkieletów dinozaurów w Europie. Wesoło, co? :) Oprócz tego można było tam znaleźć naprawdę ogromną ilość innych szkieletów (widzieliście, że w skorupie żółwia też są kości? :o), które były czasem dość przerażające (wisiały pod sufitem tuż nad głowami zwiedzających albo po prostu były dziwnie powykręcane), a także sporo innych eksponatów, gdyż muzeum było naprawdę wielkie.

Już z daleka można było wczuć się w klimat placówki. Nie ma to jak dinozaur postawiony na pasie zieleni pomiędzy dwoma pasami ruchu w środku miasta z wieżowcem w tle...
... i jak dinozaur na trawniku. :D

Sala z dinozaurami...
 ... i inne szkielety.
Sala z preparatami mokrymi. W sam raz na ostatni weekend przed Halloween - uroczo było sobie popatrzeć z bliska na te mózgi i gałki oczne zanurzone w formalinie...
Podejrzewam, że patrząc na poniższe zdjęcie, będziecie się całkiem długo zastanawiali, co to jest. A jest to, moi mili... anakonda pożerająca swoją ofiarę. Jednym słowem - dobra kość kwadratowa nie jest zła...
Inne eksponaty - "włochata" muszla...
 ... sala pełna wypchanych zwierząt...
 ... interesujące ryby...
 ... wieeeelki konik polny...
 ... i gablota z motylami. :)
A na koniec - rekonstrukcja czaszki neandertalczyka do dotykania. A potem się dziwić, że mówi się "brzydki jak neandertalczyk"... ;)


Translation

When I left Goethe Museum, it still snowed, so I had no other choice than to go to another museum. I went then to Senckenberg Museum of Natural History and enjoyed its exibition a lot. Especially the part with the largest collection of skeletons of big dinosaurs in Europe. But the rest was also quite interesting and you can look at the above pictures to get the idea what it was about. ;)

poniedziałek, 29 października 2012

Frankfurt am Main - Goethe-Haus und Goethe-Museum.

Oczywiście, tym razem też nie mogło obyć się bez przygód pociągowych. Coś czuję, że pod koniec mojego pobytu tutaj, będę mogła napisać książkę "Ja i niemieckie koleje". ;) Tym razem chciałam również jechać w jedną stronę z dłuższą przesiadką w jakimś mieście, by pospacerować po nim i zobaczyć to, co jest tam do zobaczenia. Padło na Magdeburg, gdzie miałam mieć około trzech godzin na spacer. Niestety, nie udało mi się tam dotrzeć, a zaczęło się dość niewinnie - od opóźnienia S-Bahnu, do którego miałam się przesiąść z linii metra. Złowrogi napis "Ansage beachten" ("Proszę słuchać komunikatów") świadczył o jakimś poważniejszym problemie, a po jakimś czasie nadjechał pociąg wieszczący katastrofę - kończył bieg bardzo daleko od Dworca Głównego i bardzo niedaleko od przystanku, na którym się znajdowałam, ponieważ wystąpiły jakieś problemy pomiędzy stacjami Ostkreuz i Ostbahnhof. Dla mnie oznaczało to poważne ryzyko spóźnienia się na pociąg i konieczność czekania 15 minut na kolejne metro, które miało zawieźć mnie na Alexanderplatz, gdzie znów miałam próbować przesiąść się do S-Bahnu. Po kwadransie jadę więc tym metrem, siedząc jak na szpilkach i co chwila nerwowo spoglądając na zegarek. Kilka stacji przed moim celem podróży do wagonu wsiadła grupa około 15 ludzi - każdy w stroju haloweenowym, gdyż był to ostatni weekend przed tym świętem i każdy z plastikowym kubeczkiem lub butelką piwa w ręce (naprawdę pałam gorącą miłością do tych biforów w komunikacji miejskiej w Berlinie...). W pewnym momencie jeden chłopak odłącza się od grupy i idzie na drugi koniec wagonu, krzycząc "nie będziecie obrażali mojej matki!". Wysiada na kolejnej stacji, pociąg rusza, a on... wybija butelką 3 kolejne szyby wagonu! Nie tak, że się rozprysły dookoła, bo to ten nowoczesny rodzaj szkła, ale i tak pokryły się siateczką drobniutkich pęknięć. Na kolejnym przystanku (2 stacje od Alexanderplatz!) ze swojego kantorka wyłania się motorniczy, przeprowadza śledztwo wśród znajomych wandala, po czym ogłasza przez głośniki... że wszyscy pasażerowie muszą wysiąść, bo pociąg został uszkodzony i mają czekać na kolejny. Kląc w myślach, opuściłam wagon i wybiegłam z tunelu na górę, żeby poszukać taksówki - oczywiście, żadnej nie było (okazało się, że postój jest stację dalej, czyli w bezpośrednim sąsiedztwie Alexa - genialne...), więc znów zbiegłam na dół - na szczęście tym razem udało mi się złapać metro. Kiedy znalazłam się na Alexanderplatzu, do odjazdu pociągu zostało 5 minut, a ja nie miałam już praktycznie żadnych szans na jego dogonienie. Postanowiłam się jednak nie poddawać i ruszyłam do postoju taksówek. Kiedy jakąś znalazłam, zapytałam kierowcę, ile trwa podróż do Hauptbahnhofu - dowiedziawszy się, że 10 minut, stwierdziłam, że i tak nie dam rady złapać pociągu, więc udałam się w kierunku stacji S-Bahnu. Po czym, jestem już blisko niej i słyszę zapowiedź, że na peron ten i ten wjeżdża pociąg regionalny do Magdeburga - czyli ten mój (w tym momencie czas na serdeczne pozdrowienia dla niemieckich pociągów, które są zawsze opóźnione - i zawsze tylko od 5 do 15 minut. Nie prościej byłoby dodać ten czas do rozkładu i najwyżej poczekać trochę na którejś ze stacji, gdyby jakimś cudem pociągowi zdarzyłoby się dojechać do niej wcześniej?)! Rzucam się biegiem do przodu, wbiegam na peron, kiedy drzwi się już zamykają... i nie udaje mi się ich dopaść na czas.  Wciskam więc jak szalona przycisk otwierający drzwi, walę w nie pięścią - na próżno, mimo że pociąg stał jeszcze na stacji jakieś 2 minuty... W końcu odjechał zostawiając mnie na peronie (tym razem czas na pozdrowienia dla rodaków, którzy zobaczywszy mnie biegnącą wołali "biegnij, Forest, biegnij!", po czym widząc, że moje usiłowania otworzenia drzwi nic nie dają, przeszli do powtarzania smutnym głosem "ku*wa" i "prze*ebane" ;) ). Przeszłam więc zrezygnowana na peron S-Bahnu i dojechałam do Dworca Głównego, z którego mój pociąg już oczywiście odjechał... Udałam się więc do dworcowej informacji, opowiedziałam pani z okienka (która z bliżej nieznanych mi powodów stała w przejściu, zamiast siedzieć na swoim miejscu) moją porywającą historię, ona wydawała się poruszona, po czym... powiedziała mi, że muszę poczekać, bo teraz mają sprzątanie. :D Ale po chwili zawołała mnie do środka i stwierdzając, że wina leżała po stronie przerwanego połączenie S-Bahnu, postawiła stempelek na moim bilecie, dzięki czemu mogłam wyruszyć do Frankfurtu najbliższym połączeniem - czyli pociągiem bezpośrednim, do którego zostało jeszcze 5 godzin (ale dzięki temu, że nie miałam żadnych przesiadek, we Frankfurcie miałam być w sumie tylko godzinę później). Udałam się więc w powrotną drogę do domu, gdzie pierwsze co zrobiłam, to sprawdziłam połączenie z powrotem do dworca, uwzględniając tym razem problem z S-Bahnami. ;)

Po tym przydługim wstępie - czas na zdjęcia. Ale pierwsze z nich nadal nie jest z Frankfurtu - oto widok, który zobaczyłam za oknem pociągu, kiedy obudziłam się ok. 8 rano. Szokujący, co? Zwłaszcza, że był to 27 października...
Na szczęście, na miejscu było odrobinę cieplej, więc śnieg rozpuszczał się zaraz po spadnięciu na ziemię. Jednak jego opady utrudniły mi na tyle zwiedzanie, że musiałam całkowicie przeorganizować swój plan dnia, na pierwszy ogień poszło więc Goethe-Museum (postanowiłam zacząć od obiektów zadaszonych, licząc na to, że za jakiś czas przestanie padać), po drodze do którego po raz pierwszy miałam styczność z frankfurckimi drapaczami chmur. Oczywiście, nie zabrakło też Remontu - który powoli staje się dla mnie składnikiem niemieckiej tożsamości. ;)
 Pomniki na tle wieżowców - Goethego i Gutenberga, czyli dwóch najsławniejszych obywateli Aglomeracji Ren-Men.
A to już wejście do domu Goethego, do którego wchodzi się od tyłu. ;)
Tak z kolei wyglądał on w środku.
 A to dwa szczególne pokoje - ten, w którym poeta podobno został urodzony...
 ... i ten, który należał do niego i w którym tworzył swoje pierwsze dzieła.
 No, wiadomo - zdjęcie w lustrze musi być! ;)))
 A na koniec - zdjęcie z Goethe-Museum, gdzie w kolejnych salach prezentowana jest biografia pisarza i komentarz do niej w postaci obrazów niemieckich malarzy romantycznych.


Translation

This long introduction in Polish version is brought to you by my problems with catching my train to Frankfurt am Main. But it's too complicated story to write it again, this time in English - sorry, guys, you can use Google Translator button on the righ-hand side if you are interested. The photos above show firstly snow I saw through the window when I woke up in the train and then the House and Museum of Goethe. Very interesting place to see if you are into literature. :)