Pierwszego listopada miną trzy pełne miesiące, od czasu kiedy przyjechałam do Berlina. A to oznacza... nową porcję zabawnych faktów. ;) Poprzednie edycje przeczytacie tu i tu.
Fakt 1.
Na początek się pochwalę - a co tam! ;) Kiedy przyjeżdża się do obcego kraju z tylko podstawową znajomością jego języka, rozumie się naprawdę bardzo niewiele. Mnie największą trudność początkowo sprawiało zrozumienie pojedynczych zdań rzucanych do mnie przez obcych ludzi - kiedy pytali na przykład "Czy to miejsce jest wolne?" albo coś w tym stylu. Na szczęście od jakiegoś miesiąca rozumiem już wszystkie pierwsze zdania - i jestem z siebie bardzo dumna. :)
Fakt 2.
Niemcy zaskoczyli mnie dwoma rzeczami. Jedną mniej, bo przeczytałam o niej w jednej z książek na temat niemieckiej kultury, które przeczytałam przed wyjazdem (recenzja tu), a drugą trochę bardziej. Zacznijmy od tej pierwszej, bo mimo, że mogłam się jej spodziewać, zdziwiła mnie skala tego zjawiska - obsługa w niemieckich sklepach jest naprawdę obcesowa. Wszystkich Polaków, którzy narzekają na polskie "panienki z okienka" powinno się obowiązkowo wysyłać na wycieczkę badawczą do Niemiec, żeby nabrali perspektywy... Do tego dochodzi straszna służbistość - jadąc do Monachium, siedziałam w przedziale przed pewną Chinką. Przychodzi konduktor i sprawdza bilety (dla odmiany był w miarę uprzejmy). Chinka pokazuje mu kupiony przez internet bilet na ekranie telefonu - na co on każe zapłacić jej za nowy (który kosztował 100 euro), bo bilet jest nieważny dopóki się go nie wydrukuje. I nic nie pomogło to, że informacja o tym, że bilet elektroniczny trzeba wydrukować napisana jest tylko po niemiecku...
Fakt 3.
Tutaj dochodzimy do tej drugiej rzeczy. Bardzo zaskoczyła mnie również kiepska znajomość angielskiego pośród Niemców. Nie dotyczy to zazwyczaj młodych wykształconych ludzi, ale nie zliczę sytuacji, kiedy próbowałam się dogadać z kimś po angielsku, kiedy czułam, że mój niemiecki nie wystarczy do opisania, o co mi chodzi, a spotykałam się tylko z dukaniem. Dobrym przykładem jest tu również powyższy konduktor powtarzający "it's no valid" oraz "you must printed it".
Fakt 4.
A skoro jesteśmy już przy pociągach - niech się nikomu nie wydaje, że toalety pociągowe są tutaj czystsze niż w Polsce. W Niemczech wychodzi na jaw stara prawda - ich stan zależy głównie od osób z nich korzystających. A że tym korzystającym nie chce się schylić po papierowy ręcznik, który spadł im na podłogę, to norma. Nie wspomnę też o częstych przypomnieniach w toaletach, żeby w razie potrzeby używać szczotki klozetowej Niech się też nikomu nie wydaje, że niemieckie poczekalnie dworcowe są wolne od bezdomnych. A skądże! Sypiają oni tam na rozłożonych na podłodze gazetach pomiędzy ławkami i mają się dobrze, do czasu aż rano nie pojawi się Deutsche Bahn Sicherheit (coś na kształt polskiego SOK-u) i ich nie przegoni. ;)
Fakt 5.
Przeskakując płynnie na inny środek transportu, czas na moje ulubione obserwacje z berlińskiego metra. :) Po pierwsze, niezwykle mało osób słucha tutaj podczas podróży muzyki. Dość częste jest natomiast czytanie książek (największą popularnością cieszą się amerykańskie harlequiny przetłumaczone na niemiecki). Miałam też okazję widzieć panią rozwiązującą sudoku na Nintendo (które też są tu nierzadkim widokiem), dziewczynę czytającą konstytucję Francji w oryginale oraz chłopaka uczącego się łaciny. :)
Fakt 6.
Po drugie, reklamy w metrze dzielą się na trzy typy - te oferujące promocje na przejazdy środkami transportu różnego typu, te reklamujące szkoły językowe z lekcjami niemieckiego dla obcokrajowców (biorąc pod uwagę Fakt 3. nie jest to nieuzasadnione) oraz te... gdzie jakaś firma farmaceutyczna szuka królików doświadczalnych dla swojego nowego leku. I można je naprawdę często znaleźć!
Fakt 7.
Przejścia dla pieszych, które mogłyby się stać tutaj tematem rozprawy filozoficznej. Nie dość, że zielone światło ma zwyczaj wyłączać się, kiedy jest się w połowie skrzyżowania, żeby przypomnieć pieszemu, że powinien się pośpieszyć, bo przecież samochody czekają, aż on WRESZCIE przejdzie; nie dość, że przy przejściach na szerokich ulicach z psami ruchu oddzielonymi wysepką niemalże ZAWSZE (chyba że się przebiega przez przejście...) czeka się na zielone światło dwa razy - najpierw, żeby wejść na ulicę, a potem na wysepce; to jeszcze na bocznych uliczkach notoryczny jest brak białych pasów wymalowanych na jezdni. Wystarczyć ma rząd białych płyt chodnikowych wyłożonych na skraju jezdni.
Fakt 8.
Ale jest też fakt pozytywny związany z przejściami dla pieszych w Niemczech - na skrzyżowaniach bez sygnalizacji kierowcy zawsze (ale to ZAWSZE) zatrzymują się, widząc, że zbliżasz się krawędzi chodnika. Po polskich doświadczeniach, zawsze mam wtedy wrażenie, że wymusiłam pierwszeństwo. :)
Fakt 9.
Zastanawialiście się może czemu Festiwal Świateł w Berlinie (więcej tutaj) jest organizowany na taką skalę? Ano dlatego, że normalnie zabytki nie są praktycznie wcale podświetlone. W stolicy Niemiec porządnie świeci się tylko Brama Brandenburska, niektóre budynki przy Unter den Linden i Reichstag. Lekko podświetlone są jeszcze tylko Katedra Berlińska oraz Wieża Telewizyjna. I to by było na tyle.
Fakt 10.
Na koniec jeszcze trochę o Postcrossingu. Niemcy to nie jest dobry kraj dla użytkowników tego portalu. Ze względu na bardzo dużą użytkowników z tego państwa, okropnie długo czeka się na pocztówki zwrotne. Ja dostaję 1-2 tygodniowo, zazwyczaj mam sporą różnicę pomiędzy wysłanymi a otrzymanymi i jeszcze nigdy nie udało mi się osiągnąć równowagi pomiędzy nimi - a w Polsce dość często miałam więcej otrzymanych niż wysłanych. Ach, gdzie te czasy... ;)