W zeszłą sobotę postanowiłam wybrać się na spacer po Pfaueninsel, czyli Pawiej Wyspie. Jej nazwa nie wzięła się z nikad, ponieważ teren ten zamieszkują pawie, które zostały tam sprowadzone w czasach, gdy wyspa służyła jako letnia rezydencja dla królów pruskich. Obecnie wciąż można znaleźć tam te ptaki, które żyją na wolności i rozmnażają się swobodnie.
Moja podróż zaczęła się od półtoragodzinnego przejazdu S-Bahnem, bo Pfaueninsel znajduje się na drugim końcu Berlina. ;) Ostatni odcinek drogi pokonałam natomiast zabytkowym autobusem, który możecie zobaczyć poniżej.
Okazało się, że w miejscu, gdzie można się przeprawić na wyspę, biegł kiedyś mur berliński.
Prom. Bilet, który się na nim kupuje, jest jednocześnie biletem wstępu na wyspę i upoważnia do przeprawy z powrotem na ląd po jej zwiedzeniu.
Główna atrakcja wyspy - Schlösschen, czyli Zameczek (niestety, o tej porze roku jest zamknięty)...
... i zegar słoneczny przed nim. :)
Jak na moje oko, pawi nie było tam zbyt wiele, ale udało mi się kilka z nich zobaczyć.
Na wyspie można już było dostrzec zbliżającą się jesień, chociaż dominujący kolor wciąż jeszcze stanowił zielony. Z tego miejsca pozdrawiam też serdecznie owce i krowy, które tam spotkałam. ;)
Z Pfaueninsel rozciągały się też malownicze widoki na żaglówki oraz statki wycieczkowe pływające po Haweli...
... oraz na sam Berlin (te białe kule na wzgórzu to Teufelsberg, o którym jeszcze tu usłyszycie. Można też było dostrzec czubek Funkturm, ale na zdjęciu jest raczej niewidoczny).
Widzicie ten dźwig nad domami? W Berlinie naprawdę nie da się uciec od Remontu. ;)
No i na koniec - urocze serduszko, które ktoś narysował na jednej ze ścieżek. :)
Translation
Last Saturday I went for an early-autumn walk to Pfaueninsel (Peacock Island). I admired there buildings built by rulers of Prusia and the first symptoms of autumn, for instance leaves turning red and yellow. I had a nice time there!