Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Estonia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Estonia. Pokaż wszystkie posty

piątek, 19 grudnia 2014

Tartu.

Z podróżowaniem po Estonii jest taki problem, że dosyć trudno zrobić to bardzo tanio. 6 euro za 200 km z Tallina do Tartu w kraju postkomunistycznym i brak zniżek studenckich to chyba jednak przesada. W tej sytuacji po raz kolejny przychodzi nam z pomocą Simple Express, gdzie pierwsze pięć biletów kupimy za 3 euro. Więcej na Tartu nie warto wydawać, bo za wiele do zobaczenia tam nie ma - no może oprócz ruin katedry, które są naprawdę niesamowite!

Tartu po drodze z dworca autobusowego.


Stare miasto.


Akurat chyba trwał tam jakiś konwent, bo sporo było ludzi poprzebieranych w mangowe stroje.




W miejscowym kinie nie zabrakło też naszej "Idy"!

Wstęp do ogrodu botanicznego był akurat darmowy z powodu trwającego tam remontu. Nie spodziewałam się wiele, ale przeżyłam spory szok. Naprawdę było tam bardzo ładnie!







Dalszy spacer po mieście.







Uniwersytet w Tartu.


;)

Wspomniane już malownicze ruiny katedry.







Przy takiej pogodzie nie mogło oczywiście zabraknąć pary młodej. ;)




Biblioteka uniwersytecka. W opustoszałym miasteczku to w jej okolicy spotkałam najwięcej ludzi.



W okolicy tego muralu znajdował się sklep spożywczy. Udałam się tam, żeby kupić ostatnie syrki w tej podróży, a stojąc w kolejce do kasy... spotkałam Marka, którego poznałam na darmowym oprowadzaniu w Rydze! Był w towarzystwie dwóch Estończyków, których, jak się okazało, poznał poprzedniego wieczoru w barze. Zaczepił się tam, bo po przyjechaniu do Tartu autostopem nie miał gdzie spać. Najpierw więc pił wspólnie z nowymi kolegami do rana, potem oni przekimali go u siebie, a wieczorem w sklepie... uzupełniali zapas trunków. :) Ciekawa jestem, czy ostatecznie udało mu się wyrwać z ich szponów i ruszyć w dalszą drogę, czy może nadal pije z nimi w Tartu zamiast wracać na studia do Polski. ;)

I na koniec - dworzec kolejowy w Tartu. Bardzo ładny budynek i świetne odremontowany, szkoda tylko że taki pusty w środku.

czwartek, 11 grudnia 2014

Tallin.

W Tallinie wylądowałam bardzo wcześnie rano. Po wyjściu z autobusu po raz pierwszy podczas tej podróży poczułam, że mi zimno; po raz pierwszy nie było też słońca. Najpierw udałam się do hostelu, żeby zostawić tam bagaż. Był to MO Hostel, którego raczej nie polecam, bo obsługa nie jest zbyt komunikatywna, warunki - takie sobie, a zasady - dosyć dziwaczne. Nie miałam jednak za bardzo wyjścia, gdyż nie udało mi się znaleźć żadnego couchsurfera, a wszystkie inne miejsca w hostelach były już porezerwowane... prawdopodobnie przez Finów, którzy masowo odwiedzają Estonię w poszukiwaniu taniego alkoholu. ;) Potem udałam się na free walking tour, którą serdecznie polecam, bo mimo że nasza przewodniczka spóźniła się jakieś 10 minut, to jej wycieczka była niesamowitym show, w którym naprawdę warto wziąć udział. :) Po południu kontynuowałam spacer po mieście w pojedynkę, a wieczorem wróciłam do hostelu odsypiać poprzednią zaspaną noc. Zdjęcia więc, które zobaczycie na końcu posta, to znów małe zakłamanie, o którym opowiem Wam w kolejnym wpisie. :)

Co do samego miasta - obiektywnie mówiąc, jest naprawdę prześliczne. Starówka jest świetnie zachowana, więc można spędzić w Tallinie niesamowity weekend. Nie wspominając już o wszechobecnym darmowym dostępie do internetu, którym tak bardzo chlubią się Estończycy. ;) Generalnie miasto przypominało mi trochę Warszawę - z uroczym, ale niewielkim starym miastem otoczonym przez nowoczesne szklane wieżowce. Jest tylko jeden problem: Estonia bardzo ciągnie w stronę Europy Północnej, nie lubi być postrzegana na równi z Litwa i Łatwą, widzi siebie raczej wśród krajów skandynawskich. Szybko więc się modernizuje i traci ten specyficzny wschodni klimat, dlatego radzę z Wam całego serca: odwiedźcie Estonię, póki jeszcze nie jest za późno, by go poczuć. ;)

Tallin - szczypta nowoczesności...

... i odrobina historii.