Z podróżowaniem po Estonii jest taki problem, że dosyć trudno zrobić to bardzo tanio. 6 euro za 200 km z Tallina do Tartu w kraju postkomunistycznym i brak zniżek studenckich to chyba jednak przesada. W tej sytuacji po raz kolejny przychodzi nam z pomocą Simple Express, gdzie pierwsze pięć biletów kupimy za 3 euro. Więcej na Tartu nie warto wydawać, bo za wiele do zobaczenia tam nie ma - no może oprócz ruin katedry, które są naprawdę niesamowite!
Tartu po drodze z dworca autobusowego.
Stare miasto.
Akurat chyba trwał tam jakiś konwent, bo sporo było ludzi poprzebieranych w mangowe stroje.
W miejscowym kinie nie zabrakło też naszej "Idy"!
Wstęp do ogrodu botanicznego był akurat darmowy z powodu trwającego tam remontu. Nie spodziewałam się wiele, ale przeżyłam spory szok. Naprawdę było tam bardzo ładnie!
Dalszy spacer po mieście.
Uniwersytet w Tartu.
;)
Wspomniane już malownicze ruiny katedry.
Przy takiej pogodzie nie mogło oczywiście zabraknąć pary młodej. ;)
Biblioteka uniwersytecka. W opustoszałym miasteczku to w jej okolicy spotkałam najwięcej ludzi.
W okolicy tego muralu znajdował się sklep spożywczy. Udałam się tam, żeby kupić ostatnie syrki w tej podróży, a stojąc w kolejce do kasy... spotkałam Marka, którego poznałam na darmowym oprowadzaniu w Rydze! Był w towarzystwie dwóch Estończyków, których, jak się okazało, poznał poprzedniego wieczoru w barze. Zaczepił się tam, bo po przyjechaniu do Tartu autostopem nie miał gdzie spać. Najpierw więc pił wspólnie z nowymi kolegami do rana, potem oni przekimali go u siebie, a wieczorem w sklepie... uzupełniali zapas trunków. :) Ciekawa jestem, czy ostatecznie udało mu się wyrwać z ich szponów i ruszyć w dalszą drogę, czy może nadal pije z nimi w Tartu zamiast wracać na studia do Polski. ;)
I na koniec - dworzec kolejowy w Tartu. Bardzo ładny budynek i świetne odremontowany, szkoda tylko że taki pusty w środku.