Przyznam się od razu - Ryga to miejsce, które podczas tej podróży najbardziej przypadło mi do gustu. Wszystko zaczęło się już w momencie, kiedy wysiadłam z autobusu i zobaczyłam pięknie podświetlone imponujące hale targowe. Potem było tylko lepiej: w kiosku kupiłam bez problemu bilet (który okazał się najśliczniejszym biletem, jaki kiedykolwiek miałam w rękach!), potem pierwsza osoba, do której podeszłam, była w stanie płynną angielszczyzną udzielić mi potrzebnych informacji (chociaż przyznaję, że strategicznie podeszłam do jakiejś młodej dziewczyny xD), a na koniec okazało się, że mój host (Kaspars, który kiedyś nocował u mnie w Wawie) mieszka w prawdziwym komunistycznym mieszkaniu wyglądającym tak, jakby czas stanął w nim jakieś pół wieku temu. Byłam zachwycona! :)
Następnego dnia wybraliśmy się wspólnie na Free Walking Tour - było to jedno z fajniejszych oprowadzań, w których brałam udział. Nie tylko miałam szczęście do grupy (zapamiętajcie Marka, czyli autostopowicza z Warszawy, który jeszcze powróci na łamy tego bloga ;) ), ale też okazało się, że to alternatywna wycieczka po okolicach starówki (a nie po niej samej) więc przewodniczka oprowadziła nas po bardzo ciekawych miejscach. Potem Kaspars udał się na zakupy, a ja do Muzeum Secesji, które gorąco polecam: można przymierzać kapelusze z epoki!!! :D Potem pospacerowałam jeszcze po starówce, odwiedziłam Muzeum Fotografii (mają tam najprawdziwszą camerę obscurę!), a na koniec wdrapałam się na szczyt ryskiego odpowiednika Pałacu Kultury, żeby zobaczyć stamtąd zachód słońca. Piękna sprawa. :)
Na zakończenie uchylę rąbka tajemnicy i powiem, że na końcu posta występuje lekkie przekłamanie - nocne zdjęcia Rygi wykonałam dopiero następnego dnia. Dlaczego tak się stało dowiecie się z kolejnej notki. ;)
Następnego dnia wybraliśmy się wspólnie na Free Walking Tour - było to jedno z fajniejszych oprowadzań, w których brałam udział. Nie tylko miałam szczęście do grupy (zapamiętajcie Marka, czyli autostopowicza z Warszawy, który jeszcze powróci na łamy tego bloga ;) ), ale też okazało się, że to alternatywna wycieczka po okolicach starówki (a nie po niej samej) więc przewodniczka oprowadziła nas po bardzo ciekawych miejscach. Potem Kaspars udał się na zakupy, a ja do Muzeum Secesji, które gorąco polecam: można przymierzać kapelusze z epoki!!! :D Potem pospacerowałam jeszcze po starówce, odwiedziłam Muzeum Fotografii (mają tam najprawdziwszą camerę obscurę!), a na koniec wdrapałam się na szczyt ryskiego odpowiednika Pałacu Kultury, żeby zobaczyć stamtąd zachód słońca. Piękna sprawa. :)
Na zakończenie uchylę rąbka tajemnicy i powiem, że na końcu posta występuje lekkie przekłamanie - nocne zdjęcia Rygi wykonałam dopiero następnego dnia. Dlaczego tak się stało dowiecie się z kolejnej notki. ;)
Ryga z Free Walking Tour. To była moje pierwsze oprowadzanie, podczas którego... zwiedzaliśmy bazar. :D
Dzielnica secesyjna. Cudo!
Muzeum Secesji.
Starówka.
Z wszystkich krajów bałtyckich, które odwiedziłam, tak naprawdę tylko na Łotwie widać było wyraźne antyputinowskie nastroje.
Polski akcent. ;)
Zachód słońca.
Na tarasie widokowym był też kot-prawie-samobójca, który strasznie się wychylał. ;)))
W windzie na dół...
... i przed budynkiem. ;)
A na koniec - Ryga nocą. :)