Z „Dziennika podróży”:
26.01.2013
Budzimy się bardzo późno, więc rzutem na taśmę postanawiamy ruszyć do Armawiru, który znajduje się niedaleko Erywania. Łapiemy więc odpowiednią marszrutkę i ruszamy, po drodze obserwując kominy jedynej w Armenii elektrowni atomowej oraz sprzedawców ryb stojących przy drodze z… wannami, w których przechowują swój połów. Na miejscu okazuje się, że miasto nie jest zbyt ciekawe, ale udaje się nam zaobserwować kilka interesujących scenek rodzajowych. Kiedy Dajana idzie do sklepu, ja czekam na nią na zewnątrz i staję się ofiarą uporczywego wzroku pewnego pana stojącego obok zgrzewek z napojami. Postanawiam odpłacić mu się pięknym za nadobne i też zaczynam się w niego wpatrywać. Pan odwraca wzrok, ale metoda ta okazuje się skuteczna tylko przez chwilę – wkrótce przestaje się przejmować moim nagannym spojrzeniem i gapi się na mnie dalej. Nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem, ale on zachowuje surowy wyraz twarzy. Z niezręcznej sytuacji ratuje mnie D., która w tym momencie wychodzi ze sklepu i ruszamy dalej – chcemy dojechać do Sardarapatu, gdzie według naszego przewodnika znajduje się jakiś imponujący monument. Łapiemy odpowiednią marszrutkę i wysiadamy w centrum Sardarapatu, gdzie nie ma nic oprócz sklepu. ;) Pytamy pewnego jegomościa o pomnik - mówi nam, że jest on oddalony o 5 km i musimy podjechać tam taksówką (w marszrutce powiedzieli nam, że to tu musimy wysiąść, żeby zobaczyć monument). W obliczu tych sprzecznych informacji, późnej pory i nadjeżdżającej właśnie powrotnej marszrutki postanawiamy się wrócić. Cykamy sobie jeszcze pamiątkową fotkę w busiku – jedyną z Sardarapatu ;) – a wszyscy współpasażerowie znów się na nas gapią. :)
Pierwsza fotka pamiątkowa z Armawiru...
... i druga. ;)
Tak prezentuje się miasto.
W Armenii sporo jest bezpańskich psów, a w Armawirze są szczególnie urocze. ;)
Skacząc przez kałuże. ;)
Swoista "kultura wystwiennicza" w Armawirze - każdy sklep wystawiał swoje towary na zewnątrz. Na pierwszym zdjęciu widać pana od uporczywego wzroku. ;)
A tu nie dość, że asortyment wystawiono, to i sprzedawca sobie... śpi. ;)
No i na koniec - jedyne zdjęcie z Sardarapatu. :D