Następnego dnia z samego rana ruszyłyśmy na podbój miasta. Zwiedzanie zaczęłyśmy od budynków w centrum, jednak architektura Hamburga nie jest jakaś powalająca - dużo czerwonej cegły z białymi oknami i to by było na tyle. Przywodzi trochę na myśl Gdynię, bo to też miasto portowe, które może nie jest jakieś stare albo szczególnie ładne, ale i tak się je kocha, bo po prostu w powietrzu czuć coś specjalnego. Zaskoczyło mnie też spora ilość kościołów w okolicy, przez którą szłyśmy - ale tym razem do żadnego nie weszłyśmy, bo albo było nam do nich jakoś nie po drodze, albo akurat trwała w nich msza.
A tak właśnie prezentuje się Hamburg.
Ruiny Kościoła św. Mikołaja stanowiące pamiątkę po ofiarach wojny.
Ratusz.
Jedną z rzeczy, które podobały mi się w Hamburgu najbardziej, są kanały.
Naszym kolejnym przystankiem był port. Poniżej zapowiedź kolejnego posta, w którym popłyniemy na przejażdżkę (przepływkę?) po nim. ;)