Częścią Hamburga, która spodobała mi się najbardziej, jest Speicherstadt, czyli dzielnica magazynów położona niedaleko portu. Wysokie neogotyckie budynki zbudowane z czerwonej cegły kiedyś służyły do przechowywania towarów sprowadzonych do miasta drogą morską, a obecnie oprócz tej funkcji znajdują się tu także muzea oraz... liczne sklepy sprzedające dywany (czułam się tam trochę tak, jak w Wiesbaden ;) ). W okolicy powstaje też nowoczesne HafenCity, czyli dzielnica rozrywkowa i zakupowa, ale zdecydowanie nie posiada ona tyle uroku, co Speicherstadt.
A tak to właśnie wszystko wygląda. :)
Prawdopodobnie przeszłyśmy każdy mostek, który był w Speicherstadt do przejścia. Jeśli mi nie wierzycie, możecie zapytać Dajanę. ;)
Nie mogłam przestać się zachwycać tamtejszymi kanałami, były niezmiernie malownicze. :)
Jak już pisałam wyżej, budynki Speicherstadt pełniły funkcję magazynów. Bardzo często przechowywano w nich przyprawy, dlatego obecnie mieści się tam również Muzeum Przypraw Spicy, które postanowiłyśmy odwiedzić.
Gabloty z chilli...
... i przedmiotami nią inspirowanymi. ;)
Miejsce, gdzie można było usiąść i napić się korzennej kawy.
Co to za dziwaczne rośliny, zapytacie? Ano, z tej po lewej powstaje imbir, a po prawej - gałka muszkatołowa. :D
Można też było obejrzeć wiele ciekawych opakowań przypraw...
... albo nawet całych worków nimi wypełnionych. Poniżej kminek z Polski. :)
Bardzo ciekawa była wystawa dotycząca rzeczy znalezionych w workach z przyprawami sprowadzonymi do Hamburga. Monety, zabawkowy dinozaur, łańcuchy rowerowe, zasuszona jaszczurka, nawet drabina w całości (!!!), a do tego - takie same małe składane nożyczki, jakie ja mam. :)
Trochę więcej fajnych opakowań oraz solniczka i pieprzniczka w kształcie delfina i rekina. ;)
Rzadziej spotykane przyprawy...
... i rzut oka na całość sali wystawowej.
Po wejściu z muzeum pospacerowałyśmy jeszcze trochę po okolicy.
Po drodze weszłyśmy też w jedną z interesująco wyglądających bram, gdzie znalazłyśmy coś a'la bramę wychodzącą na kanał. Jakiś facet już tam stał, ale podeszłyśmy do barierki mimo to, żeby zobaczyć, jaki widok się stamtąd rozciąga. Gdy się zbliżyłyśmy powiedział coś do nas, ale żadna nie zrozumiała co. ;) Pod nieodległym stamtąd mostem dostrzegłyśmy rurę, z której ciurkiem lała się woda i wdałyśmy się w sprzeczkę, czy są to ścieki czy nie - D. była na tak, ja na nie. Tak zawzięcie powtarzałyśmy to słowo, że mężczyzna, który cały czas przysłuchiwał się naszej rozmowie, mimo że z pewnością nic nie rozumiał, powtórzył po nas z zabawnym akcentem "ścieki", kiedy odchodziłyśmy, wciąż dyskutując zażarcie. Co okazało się potem? Że człowiek ten rozkładał w tym przejściu swój namiot, w czym mu najwyraźniej przeszkodziłyśmy. Efekt jego działań możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu - nasze zdziwienie było ogromne, bo mimo że miejsce to było bardzo urokliwe, to wiało tam niemiłosiernie! :)