Dziś zrobimy wyjątek (potwierdzający regułę ;) ) na moim uporządkowanym chronologicznie (i chronicznie opóźnionym...) blogu. Zamiast o moich dalszych serbskich przeżyciach, przeczytacie dziś o największej plenerowej imprezie sylwestrowej na świecie. :) Moja przygoda z Sylwestrem zaczęła się, kiedy okazało się, że moja przyjaciółka, która miała razem ze mną przyjechać do Berlina, byśmy mogły wspólnie świętować początek nowego roku, rozchorowała się. W związku z tym musiała zostać w Polsce, a ja ruszyłam do Niemiec sama. Mimo innego zaproszenia, które otrzymałam, postanowiłam nie odpuszczać i pójść pod Bramę Brandenburską zgodnie z pierwotnym planem, mimo że w wyniku splotu nieszczęśliwych okoliczności musiałam to zrobić samotnie. Dlatego też nie spieszyłam się w wyjściem z domu i w okolicy pierwszego wejścia na teren imprezy znalazłam się około godziny 22:20. Co się wtedy okazało? Że bramki najbliżej Bramy są już zamknięte i żeby dostać się na Strasse des 17. Juni trzeba iść dalej. Ruszyłam więc do kolejnej bramki, gdzie wyszło na jaw, że... i ona jest zamknięta. Poszłam więc jeszcze dalej (razem w sumie były to 3 km, których pokonanie zajęło mi pół godziny...) do najdalszego wejścia, które znajdowało się pod Kolumną Zwycięstwa. Stamtąd postanowiłam zacząć przebijać się w kierunku Bramy, jednak ludzi było tyle, że w pewnym momencie dalsza wędrówka stała się niemożliwa. Utknęłam w okolicach diabelskiego młyna (podobnego do tego, który znałam już z obchodów 3 października. A może był to ten sam?), który stał w połowie Strasse des 17. Juni, jednak ścisk był tam tak ogromny, że postanowiłam się trochę cofnąć - zwłaszcza, że ludzie okropnie się tam przepychali, bezowocnie próbując się przedrzeć dalej. Ostatecznie Nowy Rok zastał mnie gdzieś pośród pijanego i podekscytowanego tłumu (jego 45% stanowili Niemcy, drugie 45% Francuzi, 5% Polacy i 5% Anglicy xD), a zaraz potem okazało się, że fajerwerki pod Bramą Brandenburską są przereklamowane. Czego więc sobie życzę na rok 2013? Żebym lepiej umiała oszacowywać liczby, co zaowocuje tym, że będę wiedziała, że jak czytam, że gdzieś będzie milion gości, to muszę wyjść z domu odpowiednio wcześnie, by załapać się na przyzwoite miejsce w centrum wydarzeń, a nie gdzieś na uboczu. ;)
Kolumna zwycięstwa...
... i scena w jej okolicach.
Wszędzie walało się pełno śmieci, a ludzie, którzy zabrali swoje małe dzieci w ten ścisk muszą być szaleni. ;)
Kierunek: Brama! ;)
Na terenie imprezy znalazło się też kilka takich (i temu podobnych) urządzeń. ;)
Fajerwerki (poczekajcie chwilę, to zdjęcie zacznie się ruszać ;) ).
Dobry punkt widokowy na śmietniku. ;)
Po zakończeniu imprezy śmieci było jeszcze więcej i walały się wszędzie. Kiedy wróciłam do domu, okazało się, że tak samo wygląda Hellersdorf. I o ile o 3 w nocy rozpoczęła się akcja sprzątania centrum , to tutaj butelki i resztki po petardach wciąż leżą na chodnikach i ulicach.;)
Po drodze mijałam też Reichstag, pod którym fajerwerki puszczali berlińczycy. W tle specjalnie z okazji nowego roku podświetlona Wieża Telewizyjna, a światła, które widzicie po prawej pochodziły spod Bramy Brandenburskiej.
Zbliżenie na Fernsehturm i jeszcze więcej śmieci - tym razem pod Hauptbahnhofem.
Widok z mostu na Szprewie przed dworcem...
... w którym stała ogromna choinka. Ktoś pijany wszedł do jej środka, po czym wystawił stamtąd tułów i zaczął zabawiać zgromadzony wokół niej tłum. Stałam się potem świadkiem interwencji policjantów, a jeden z nich... wszedł w środek choinki za żartownisiem. Nie muszę chyba mówić jakie salwy śmiechu wzbudziło to wśród gapiów. xD
Zdjęcie poglądowe - tłok na Hauptbahnhofie. ;)
Trochę więcej tłoku, choinka w całości i reklama Berliner Kindla namawiająca do wspólnego świętowania pod Bramą.
A to mój pierwszy noworoczny posiłek i noworoczny szampan. ;)
Potem pobawiłam się trochę zimnymi ogniami i poszłam spać. ;)
A na koniec mam dla was filmik spod Bramy Brandenburskiej vel Diabelskiego Młyna. ;)