W Neustadt znalazłam się też kolejnego dnia - i nie, nie spędziłam tam nocy, jak myślą pewnie wszyscy moi czytelnicy, po tym jak zapowiedzią tego posta stało się zdjęcie ze "skrzynką na Pfand". ;) Po prostu umówiłam się tam na brunch z dziewczyną poznaną na grupie dla wszystkich wolontariuszy EVS na Facebooku. Po śniadaniu ruszyłyśmy po raz kolejny przez Neustadt - Simone obiecała mi pokazać pewien cmentarz, a wiecie, że takiej propozycji nie mogłam odmówić. ;)
Po drodze mijałyśmy automat... ze śrubkami do rowerów. :D
"Aua wciąż kocha rozdział pierwszy [a przynajmniej tak wnioskuję, bo ani to angielski, ani hiszpański ;) ]. Co się dzieje? Skręć fajkę i ruszajmy" oraz "Daj mi swój klucz, idę się wysrać".
Kunsthofpassage, czyli najbardziej znana z atrakcji Neustadt - urocze pasaż z artystycznie przerobionymi elewacjami budynków.
A to fontanna w tamże.
"Podwórko Markusa Sandne" i "Zwierzęta 2002, Oliver Matz".
W dalszej drodze po zakamarkach Neustadt - "Łał, nie do wiary! Ktoś namalował tam swoje głupoty! Takie rzeczy tylko w Neustadt". ;)))
"Naziści won!"
"Niemcy, wydalony".
"Hippisi, ciągle ci hippisi". ;)
"Charley's. Pizzowi profesjonaliści. I pizza smakuje!"
"Nocna zmiana".
"Zakaz plakatowania".
"Uwaga, czarna dziura!" (mimo że bardziej przypomina ślimaka ;) )
"Niemcy? Buhahahaha. Są głupie".
I tak wędrując sobie po Neustadt i co chwila zatrzymując się, żeby przeczytać, co ktoś miał do powiedzenia (czy raczej: napisania na murze ;) ), dotarłyśmy wreszcie do cmentarza...
... gdzie serca się nam ścisnęły na widok części, w której chowa się niemowlęta.
Po chwili zadumy na cmentarzu rozeszłyśmy się z Simone. Ona ruszyła do swojego niedzielnego leniuchowania a ja - do Zwinger. I to o nim będzie właśnie kolejny post, ale przed tym jeszcze trzy fotki, które zrobiłam czekając na tramwaj do centrum. ;)