Po odwiedzinach w Lipsku pojechałam do Drezna (dzięki niebiosom za Mitfahrgelegenheit!) i rozpoczęłam zwiedzanie. Na pierwszy ogień poszła (standardowo ;) ) starówka. Oczywiście, nie muszę wspominać, że padał deszcz - z tego powodu zdjęcia wyglądają trochę jakby były za mgłą. ;) W Dreźnie czułam się trochę tak, jakbym była gdzieś w Rosji - wszyscy turyści dookoła mnie byli właśnie naszymi wschodnimi sąsiadami. Później poinformowano mnie, że w okresie przedświątecznym (dla prawosławnych, oczywiście) z Rosji do Drezna jest więcej połączeń lotniczych, bo goście ze wschodu przylatują tu na zakupy. Czasem nie zwiedzają nawet miasta - z lotniska mają podstawiony autobus do hotelu, stamtąd kolejny do centrum handlowego, potem powrotny do hotelu i ostatni - z powrotem na lotnisko. ;) Jednak ci, którzy tak robią, nie wiedzą, co tracą, bo Drezno jest naprawdę piękne - mimo pewnego komunistycznego potworka znajdującego się w samym sercu starówki. ;)
Tak to właśnie wygląda.
Jak wiadomo, Drezno zostało niemalże doszczętnie zniszczone podczas bombardowań w 1945 roku. Poniżej widzicie punkt informacyjny na temat odbudowy starówki, a w zdjęciach z tego miasta co jakiś czas przewijać się będą place budowy i dźwigi. ;)
Pierwsze spotkanie z Frauenkirche i... szczena ląduje na chodniku, mimo że od strony Remontu nie prezentuje się on na miarę swoich możliwości. ;)
Frauenkirche w całej swojej okazałości i jego wnętrze.
A to właśnie jedna z rosyjskich wycieczek. ;)
Na placu przed kościołem ostały się resztki jarmarku świątecznego. Dobry wabik na turystów nie jest zły. ;)
Przypadkiem znalazłam się w zakątku knajpowym...
... gdzie okazało się, że knajpy w Dreźnie dzielą się na dwa rodzaje - hiszpańskie i irlandzkie. ;) ("Szef kuchni poleca: Grillowany stek z łososia z kanaryjskimi miniziemniaczkami z majonezem i kolorową sałatką. 13,50 euro".)
("Każdy kamień nowego miasta nosi niewidoczne litery: pokój".)
("Zacznijcie dobrze weekend z naszym brunchem od 9:00 do 14:00 za 9,50 euro".)
Kolejna piwnica ratuszowa. ;)
("Pokój niech będzie z wami".)
No i wreszcie - rzeczony potworek komunistyczny, czyli... Pałac Kultury. ;)
A na koniec części pierwszej - uśmiechnięty znak drogowy. ;)