Na początku roku dostałam kolejne niespodziewane dni wolne w pracy - tym razem byłam jednak przygotowana (o ile na niespodziewane można być przygotowanym ;) ) i udało mi się zorganizować sobie wycieczkę last minute. A że wolne było całkiem długie, bo razem z weekendem wyniosło całe 4 dni, to wyjazd był dwuetapowy - najpierw Lipsk, potem Drezno. Przyznaję, że nie było mi się łatwo odnaleźć w podróżniczej rzeczywistości, kiedy nie miałam dość czasu na planowanie (taaaa, planowanie to zdecydowanie mój żywioł ;) ), ale to, co trzeba było zobaczyć - zobaczyłam. :) Dzisiaj więc część pierwsza spaceru po lipskiej starówce...
... która wygląda właśnie tak, jak na poniższych zdjęciach. :)
Przeterminowana reklama: "Przeżyj z Vodafone do konca świata".
"Sztuka znajduje się nie tylko w muzeach - tutaj wkrótce rozbłyśnie na nowo rokoko." Lipsk zaskoczył mnie tym, że jest jedynym miastem, które widziałam do tej pory w dawnych Niemczech Wschodnich, które nie ma w całości odremontowanego centrum. Zaniedbane kamienice nie zdarzają się co prawda często, ale jednak się zdarzają.
Stary Ratusz, w którym obecnie mieści się muzeum opowiadające o historii miasta.
Thomaskirche, czyli miejsce, w którym w XVIII wieku pracował Jan Sebastian Bach.
Takie tabliczki z cytatami zdobiły ławki. Czy to naprawdę są słowa Chrystusa? "Najważniejsze, żeby najważniejsze pozostało najważniejsze."
Do krzyża można było przybijać karteczki z prośbami do Boga.
Grób Bacha.
I z powrotem na zewnątrz.
W okolicy Thomaskirche znajduje się mnóstwo knajp nawiązujących nazwą do nazwiska sławnego kompozytora, jest także dotyczące go muzeum. Byłam w nim, ale bilety były drogie, a wystawa niewielka, więc nie polecam. Na dodatek niedozwolone było fotografowanie.
I na koniec - kebab w knajpie "Aladin", mniam, mniam. ;)))