Drugiego dnia również wyruszyłam na spacer - tym razem na wprost (czyli wzdłuż promenady biegnącej przez środek miasteczka.
W samolocie w magazynie pokładowym czytałam wywiad z żoną ambasadora Japonii mieszkającą obecnie z mężem w Belgradzie. Wspomniała ona o żółtych autobusach z darów japońskich, które wciąż jeżdżą po stolicy Serbii. Dlatego też, widząc jakikolwiek żółty autobus w Belgradzie, pytałam Tihomira czy to ten japoński. W końcu miał mnie dość (i na dodatek nie pokazał mi żadnego! Znalazłam potem jeden sama). ;) Nawet nie wiecie, jak bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam we Vrnjačce Banji japońską... śmieciarkę. ;)))
Ta kura puszczająca oczko to Gočko - maskotka Vrnjački Banji. Nie pytajcie...
Na koniec Most Miłości, który nawet ukryty w połowie pod śniegiem robił wrażenie. ;)