W zeszłą niedzielę postanowiłam odnowić dawno zarzuconą tradycję (bynajmniej nie z powodu mojej niechęci do zwiedzania stolicy Niemiec, a raczej z braku czasu i ciągłego bycia w rozjazdach) weekendowego poznawania Berlina. Zaczęłam od Pałacu Charlottenburg, do którego od dawna planowałam wybrać się na wiosnę, żeby móc w pełni podziwiać jego piękny ogród, ale od kiedy na początku lutego przeczytałam na ekranach z wiadomościami w U-Bahnie, że 18. lutego pałac zostanie na jakiś czas zamknięty dla zwiedzających z powodu renowacji, sprawa odwiedzin tamże stała się nagle paląca. Na koniec i tak okazało się, że część pomieszczeń remontowana jest już od listopada zeszłego roku, ale może to i lepiej - przynajmniej zaoszczędziłam na wstępie dodatkowe 10 euro. ;)
Zwiedzanie zaczęłam mimo wszystko od pałacowego parku.
A potem udałam się na zwiedzanie wnętrz, które zrobiły na mnie spore wrażenie. Niech się chowa Monachium i ich Nyphenburg. ;) Oczywiście, nie mogło zabraknąć też zdjęcia w lustrze - z opaską sygnalizującą wykupienie pozwolenia na fotografowanie na nadgarstku. ;)