niedziela, 10 lutego 2013

Dzień 4. Geghard.

Z „Dziennika podróży”:
19.01.2012
Po raz pierwszy od mojego przyjazdu wyjeżdżamy za miasto. W trakcie podróży marszrutką przeżywam swój kolejny "pierwszy raz" w Armenii – zza mgły wyłania się zarys Araratu. Czysty majestat. Po drodze rozmawiamy z nauczycielką gry na pianinie w Erywaniu i to właśnie ona pokazuje nam górę. Wysiadamy w Goght (busik kończy tam trasę) i łapiemy stopa do Geghard. Pięknie położony monastyr zwiedzamy powoli, eksplorując też jego najbliższe okolice i rozkoszując się słońcem. Zjeżdżam na tyłku z ośnieżonych schodków pewnego mostu – świetna zabawa. :D Chcę wracać pieszo, żeby porobić kilka zdjęć, ale samochody same się zatrzymują, żeby nas zabrać. Na początku odmawiamy, ale po chwili zgadzamy się na podwózkę, bo widać, że i tak nie będziemy miały spokoju. Kiedy Dajana w trakcie rozmowy z kierowcą i jego kolegą mówi, że nie pije wódki, bo woli czekoladę, samochód zatrzymuje się nagle przy sklepie, a po chwili trzymamy już w rękach ormiańskie cukierki i dwie małe butelki soku. Wysiadamy znów w Goght, a Dajana wdaje się w konwersację ze starszym jegomościem i częstuje go cukierkami. Po jakimś czasie żegnamy się, łapiemy kolejnego stopa i ruszamy do Garni.


Po drodze do monastyru. Na pierwszym zdjęciu widzicie słynne ormiańskie rury - w kolejnych postach pojawi się ich więcej. ;)
 Klasztor ulokowany jest niezwykle malowniczo pośród gór...
 ... i składa się z kilku budynków, a dookoła niego znajdują się wykute w skale jamy, gdzie żyli mnisi.
 Przez tę szczelinę w skałach, którą widzicie na lewym zdjęciu przedostałyśmy się do sali z kolumną, która jest na fotce po prawej, a po drodze mijałyśmy...
 ... ormiańskie krzyże wykute w przejściu.
 Znalazłyśmy pewną ścieżkę prowadzącą za teren monastyru, która bardzo nas kusiła, więc postanowiłyśmy podążyć jej śladem.
 To właśnie z poniższego mostku zjeżdżałam w drodze powrotnej. ;)
 Po dotarciu do końca ścieżki, gdzie znajdowała się grota skalna będąca najwyraźniej miejscem modlitw, ruszyłyśmy w drogę powrotną, znów podziwiając przepiękne widoki.
Właśnie w tym miejscu złapałyśmy pierwszego stopa w stronę Garni - o czym przeczytacie już wkrótce. :)