Czerwono-żółty tramwaj, na podróży którym zakończył się poprzedni wpis, zawiózł mnie na Powązki. O odwiedzeniu tego cmentarza myślałam już od dawna, ale jakoś nigdy wcześniej mi się to nie udało, dlatego tym razem bardzo ucieszyłam się z możliwości zobaczenia go. Okoliczności przyrody były idealne - dość gruba warstwa świeżego śniegu, lekki przymrozek, pustka i cisza. Moją samotność tylko od czasu do czasu zakłócał chrzęst obcych stóp stąpających po białym puchu, więc spacerowałam sobie spokojnie między nagrobkami, co krok przystając, by przeczytać, co na nich napisano. Teraz już wiem - uwielbiam Powązki.