Berlin, Berlin, Berlin... ale zanim przejdziemy do moich pierwszych wrażeń ze stolicy Niemiec - krótka relacja z podróży.
Musiałam wstać o 5:45 rano, ponieważ mój pociąg odjeżdżał z Tczewa. Wyruszyłyśmy samochodem z domu, a po drodze miałyśmy okazję oglądać piękny wschód słońca - jego uroku nie oddają poniższe
zdjęcia.
zdjęcia.
Mijałyśmy też ciężarówkę o śmiesznym imieniu. ;)
Mój pociąg - Berlin-Gdynia-Express - wyjeżdżał z Tczewa o 7:03. Tak wyglądał mój bilet.
Cóż to była za komfortowa podróż! Żadnego stukotu kół, tylko cichy szum spowodowany prędkością. Poniżej fotografia poglądowa. ;)
Cóż to była za komfortowa podróż! Żadnego stukotu kół, tylko cichy szum spowodowany prędkością. Poniżej fotografia poglądowa. ;)
Chociaż zdarzały się też takie momenty - podczas postoju na kolejnych przystankach. ;)
Jednym z nich było Gniezno, gdzie zachwyciły mnie dworcowe tablice z nazwą miasta. :)
A potem zajęłam się fotografowaniem elementów pociągu.
Oczywiście, nie mogło zabraknąć zdjęcia w lustrze zgodnie z zasadą dobrze znaną wszystkim czytelnikom tego bloga. ;)))
Co zabawne, w magazynie pokładowym znajdował się artykuł na temat połączenia kolejowego pomiędzy Gdynią a Berlinem.
Gdzie tylko mogłam, starałam się fotografować wyświetlacze na dworcach. ;)
Odrę minęliśmy tak szybko, że zanim się spostrzegłam już staliśmy na dworcu we Frankfurcie.
Troszkę przeraziła mnie temperatura, którą po przekroczeniu granicy pokazywał nasz pokładowy termometr, ale po wyjściu z pociągu okazało się, że to tylko podpucha. ;)
A potem pociąg zajechał do Berlina. Jadąc tutaj tym środkiem transportu warto nie wysiadać wcześniej i poczekać cierpliwie do dworca Berlin Hauptbahnhof. Dzięki temu może poczuć przedsmak tego, co miasto ma do zaoferowania. ;)
Czekając, aż odnajdzie mnie na zatłoczonym peronie mój komitet powitalny, zrobiłam to zdjęcie - po raz kolejny wyświetlacz z informacją o pociągach. ;)
Mój prezent powitalny. Kilka drobiazgów z miejskiej kampanii dla obcokrajowców. Sei Berlin. :)
Następnie pojechaliśmy samochodem do mieszkania. Stamtąd ruszyliśmy na pobliską stację U-bahn, by kupić mi bilet miesięczny na komunikację miejską. Wygląda on tak.
Po krótkich zakupach w Realu (nie mają tam moich ulubionych żelków Haribo! Ani jogurtów Müllera! Ale nie poddam się, będę dalej szukać. ;) ), wróciliśmy do domu, gdzie Tihomir z Serbii ugotował obiad. Dzięki niemu odkryłam polentę, czyli naszą swojską mamałygę. ;)
Po tym, jak podłączyłam się do internetu w mieszkaniu, spotkały mnie dwie niespodzianki. Najpierw google zasugerował mi zmianę domeny na niemiecką...
... a potem okazało się, że będąc w Niemczech nie można oglądać praktycznie żadnych filmików na You Tube. Co za szczęście, że istnieje Prox Tube. :) Poniżej chyba najbardziej ironiczna sytuacja z możliwych. ;)
Wieczorem natomiast oglądaliśmy transmisję z olimpiady, zajadając przygotowany przeze mnie chleb w jajku. Mieliście świadomość, że w Norwegii jada się go na słodko z cynamonem? ;)
Translation/Übersetzung
I'm now in Berlin! :) First I travelled by car to the train station in Tczew and then by train to Berlin. When I arrived here I received a few "sei Berlin" gadgets and a mont ticket for public transport. In the evening one of my flatmates made dinner for me.
Ich bin schon in Berlin! :) Am ersten bin ich mit dem Auto gefahren und dann mit dem Zug. Ich habe "sei Berlin" Dinge und Monatskarte bekommen. Am Nachmittag hat mein Mitbewohner das Mittagessen für mich gekocht.
Gdzie tylko mogłam, starałam się fotografować wyświetlacze na dworcach. ;)
Odrę minęliśmy tak szybko, że zanim się spostrzegłam już staliśmy na dworcu we Frankfurcie.
Troszkę przeraziła mnie temperatura, którą po przekroczeniu granicy pokazywał nasz pokładowy termometr, ale po wyjściu z pociągu okazało się, że to tylko podpucha. ;)
A potem pociąg zajechał do Berlina. Jadąc tutaj tym środkiem transportu warto nie wysiadać wcześniej i poczekać cierpliwie do dworca Berlin Hauptbahnhof. Dzięki temu może poczuć przedsmak tego, co miasto ma do zaoferowania. ;)
Czekając, aż odnajdzie mnie na zatłoczonym peronie mój komitet powitalny, zrobiłam to zdjęcie - po raz kolejny wyświetlacz z informacją o pociągach. ;)
Mój prezent powitalny. Kilka drobiazgów z miejskiej kampanii dla obcokrajowców. Sei Berlin. :)
Następnie pojechaliśmy samochodem do mieszkania. Stamtąd ruszyliśmy na pobliską stację U-bahn, by kupić mi bilet miesięczny na komunikację miejską. Wygląda on tak.
Po krótkich zakupach w Realu (nie mają tam moich ulubionych żelków Haribo! Ani jogurtów Müllera! Ale nie poddam się, będę dalej szukać. ;) ), wróciliśmy do domu, gdzie Tihomir z Serbii ugotował obiad. Dzięki niemu odkryłam polentę, czyli naszą swojską mamałygę. ;)
Po tym, jak podłączyłam się do internetu w mieszkaniu, spotkały mnie dwie niespodzianki. Najpierw google zasugerował mi zmianę domeny na niemiecką...
... a potem okazało się, że będąc w Niemczech nie można oglądać praktycznie żadnych filmików na You Tube. Co za szczęście, że istnieje Prox Tube. :) Poniżej chyba najbardziej ironiczna sytuacja z możliwych. ;)
Wieczorem natomiast oglądaliśmy transmisję z olimpiady, zajadając przygotowany przeze mnie chleb w jajku. Mieliście świadomość, że w Norwegii jada się go na słodko z cynamonem? ;)
Translation/Übersetzung
I'm now in Berlin! :) First I travelled by car to the train station in Tczew and then by train to Berlin. When I arrived here I received a few "sei Berlin" gadgets and a mont ticket for public transport. In the evening one of my flatmates made dinner for me.
Ich bin schon in Berlin! :) Am ersten bin ich mit dem Auto gefahren und dann mit dem Zug. Ich habe "sei Berlin" Dinge und Monatskarte bekommen. Am Nachmittag hat mein Mitbewohner das Mittagessen für mich gekocht.