wtorek, 24 września 2013

Poradnik dla pielgrzymów ruszających na Camino del Norte.

¡Hola!

Już na etapie planowania pielgrzymki do Santiago de Compostela trasą Camino del Norte zamierzałam po powrocie do Polski napisać poradnik dla przyszłych pielgrzymów zamierzających udać się na wędrówkę tą drogą. Dlaczego? Ano dlatego, że w polskojęzycznym internecie materiałów na temat Drogi Północnej jest niewiele i zazwyczaj trzeba się posiłkować radami dla najpopularniejszej Camino Frances. Problem polega na tym, że te dwie trasy dość mocno się od siebie różną - spotykałyśmy po drodze ludzi, którzy zrobiwszy wcześniej Frances i bazując na swoich doświadczeniach stamtąd, popełniali błędy przy pakowaniu, doborze obuwia itd. Dlatego już trzeciego dnia pielgrzymki zamiar przerodził się w postanowienie. I oto jest - poradnik, który ma na celu zapobieżenie wyjazdom nieogarniętych Polaków do Hiszpanii. ;)

1. Klimat.
"Hiszpania? W sierpniu? Zwariowałyście?!" - tak mówili do nas nasi znajomi przed wyjazdem. I co? Żyjemy, nie ugotowałyśmy się, a... momentami było całkiem chłodno. Dlaczego? Bo północna Hiszpania to nie Katalonia czy inna Andaluzja i pogoda latem jest tam mniej więcej taka jak w Polsce. Więc polary i płaszcze przeciwdeszczowe trzeba brać i nie wybrzydzać. ;)

2. Schroniska.
Schroniska (po hiszpańsku nazywają się "albergue" [czyt. alberge]) na trasie bardzo różnią się od siebie. Zasadniczo - im bliżej Santiago, tym standard lepszy. Dlatego np.: w Kraju Basków dominują stare szkoły przerobione na sypialnie dla pielgrzymów, w których nie uświadczysz lodówki albo mikrofalówki (ani ostrego noża ;) ), nie wspominając już o kuchni. Dalej na trasie można już spotkać takie luksusy (chociaż trzeba uważać, bo dla przykładu w kuchniach w Galicji czasem jest kuchenka, ale... nie ma garnków ;) ), ale za to nie ma suszarek do prania (takich, które wyciskają z ubrań nadmiar wody), które u Basków są całkiem popularne. Cena za nocleg w schronisku gminnym to ok. 5-6 euro. Uwaga! Na trasie zdarzają się też schroniska "donativo", czyli po polsku "co łaska". Niektórzy uważają, że oznacza to, że są one za darmo, ale pod żadnym pozorem tak nie jest! Obciachem jest nic nie wrzucić do skarbonki, bo przecież prąd i woda kosztują, w Hiszpanii szaleje kryzys, a jednak gminy wciąż alberga dla pielgrzymów utrzymują. Schroniskami opiekują się hospitalerzy [czyt. ospitalerzy] - czasem są wolontariuszami, czasem otrzymują pensję. Pobierają opłaty, przybijają pieczątki w credencialach oraz służą wszelką radą i pomocą. :)

3. Język.
Planujecie przejść Camino de Santiago w przyszłe wakacje? Już teraz zacznijcie się uczyć hiszpańskiego. I mówię to całkiem serio, bo przez rok uda Wam się złapać podstawy znacząco ułatwiające przeżycie, a mało kto w Hiszpanii mówi po angielsku - na Camino po raz kolejny przekonałam się, że stereotypy to jednak prawda (mimo że nie cała prawda ;) ). Często bywało tak, że nawet ludzie w okolicach 20-tki nie potrafili wykrztusić z siebie ani słowa we współczesnej lingua franca, co znacząco utrudniało komunikację. Także - do roboty! Zwłaszcza, że Hiszpanie uwielbiają zagadywać pielgrzymów w swoim języku, więc miło jest wiedzieć, o czym mówią. ;)


4. Przewodnik.
Jest jeszcze jeden język, którego powinniście się nauczyć, jeśli chcecie bezproblemowo przejść Drogę Północną, a mianowicie... niemiecki. :) Sami Hiszpanie przyznają, że najlepsze przewodniki po trasie napisane są właśnie w języku naszych zachodnich sąsiadów. Wydano dwa: czerwony i żółty. Ten pierwszy słynie z dobrych mapek i profili wysokościowych, drugi - z porządnych opisów trasy. My zdecydowałyśmy się na czerwony i przyznaję, że spisał się całkiem nieźle (brakuje tylko porządnych planów większych miast, bo to najczęściej w nich gubi się drogę). Dlatego też prawie od samego początku wyjazdu nazywałyśmy go pieszczotliwie "Cordulą" (od imienia autorki).
A co zrobić, jeśli nie znacie niemieckiego? Wziąć się do roboty! ;) A tak na serio, literatury po polsku brakuje, ale można się ratować tym, co wydano po angielsku. Istnieje na przykład przewodnik przygotowany przez Departamenty Turystyki wspólnot autonomicznych, przez które przebiega trasa - do pobrania tu, a na miejscu można go otrzymać za darmo w punktach Informacji Turystycznej razem z listą schronisk znajdujących się po drodze. Jeśli znacie hiszpański, możecie też szukać w hiszpańskojęzycznym internecie - tu nic nie polecę, bo się nie znam. ;)

5. Oznakowanie trasy.
Szlak jest przeważnie oznakowany dość dobrze, a oznaczenia różnią się w zależności od wspólnoty autonomicznej, w której się znajdujemy. W kraju Basków i Kantabrii dominują strzałki, w Asturii pojawiają się słupki z muszlami, a w Galicji są... też słupki z muszlami, ale inna ich strona pokazuje właściwą drogę. ;) Czasem jest jednak tak, że nie wiadomo gdzie iść, więc "Cordula" bardzo się przydaje. 

6. Specyfikacja trasy.
Po pierwsze i najważniejsze - Camino del Norte wiedzie przez tereny górzyste! Nie są to co prawda góry strasznie wysokie, nie są też przesadnie trudne, ale nieprzygotowanym mogą łatwo dać w kość - znane są mi przypadki osób, które z tego powodu musiały wracać do domu. Jednak góry górami, są, ale kto by sobie nimi zawracał głowę, kiedy trasa biegnie też nad... morzem. I (przynajmniej na początku) praktycznie każdy dzień kończy się na plaży. A jeśli akurat śpimy gdzieś dalej od wody, to plażę mijamy po drodze. I oczywiście robimy tam sobie zasłużoną przerwę. ;)



7. Camino Frances a Camino del Norte.
Jak już wspominałam we wstępie  - trasy te różnią się od siebie. Bardzo. Prawie jak ogień i woda. ;) Po pierwsze, Droga Francuska jest w większości płaska, podczas gdy Północna wiedzie przez wyższe i niższe góry. Oznacza to, że trzeba być przygotowanym na ciągłe podejścia i zejścia oraz... niesamowite widoki. :) Po drugie, na Camino Frances infrastruktura jest o niebo lepsza - nie brakuje schronisk, barów i sklepów przygotowanych do pielgrzymiego trybu życia (czyli z "na wciąż otwartą" kuchnią i nie mających sjesty). Z kolei Camino del Norte zyskuje bardzo szybko na popularności - spotkani w Aviles Czesi powiedzieli nam, że robili tę trasę również w zeszłym roku i wtedy było ludzi o połowę mniej. Oznacza to, że schroniska miejskie mogą być czasem przepełnione, może brakować barów po drodze, a sklepy mogą być zamknięte akurat wtedy, kiedy najdzie Was głód. Ale nie martwcie się - nowe schroniska pojawiają się jak grzyby po deszczu, a właściciele barów i sklepów węszą interes i coraz częściej dostosowują swoją ofertę do pielgrzymów. :) Po trzecie, Camino Frances jest baaaaardzo skomercjalizowana - nic, tylko sprzedają jakieś kije z muszlami czy inne koszulki ze strzałkami. Na Norte jeszcze tego nie ma, więc można sobie wędrować w spokoju. ;)

8. Jedzenie.
Powiedzmy sobie szczerze - Hiszpanie zawsze jadają w barach. Czy to śniadanie, czy lunch, czy kolacja, korzystają ze specjalnych promocji dla pielgrzymów i właśnie tam się stołują. Za śniadanie płacą ok. 3 euro, za lunch i kolację, korzystając ze specjalnych menu del peregrino (dwa dania, deser, napój), po ok. 9 euro. Czyli takie jedzenie nie jest na polską studencką kieszeń. ;) My poprzestałyśmy na 1 chlebie na dzień, czymś do chleba, dwóch rodzajach owoców (np. 2 banany i 2 nektarynki), czekoladzie, ciastkach, czteropaku jogurtów i soku. Jeśli w albergue trafiła się akurat kuchnia, to kupowałyśmy też coś na obiad. Ogólnie niespecjalnie smakowało mi hiszpańskie jedzenie - chleb był tylko biały, jogurty w postaci galarety, tylko 4 rodzaje soków (okej, zgodzę się, że świeże owoce były pyszne ;) ). Wyżyć się dało. ;) No i dzięki częstym źródełkom na drodze z wodą pitną, nie trzeba było kupować żadnych napojów na trasę, co też stanowiło sporą oszczędność.

9. Przebieg dnia.
Jak wiadomo, u każdego wygląda to inaczej, bo każdy musi swój rytm dnia sobie dopasować. My wstawałyśmy o 5:30 - 6:00, myłyśmy się, pakowałyśmy i jadłyśmy śniadanie. O 7:00 wymarsz. Pierwsza przerwa po 2,5-3 godzinach, mały posiłek i (koniecznie!!!) ściągnięcie butów i skarpet, by nogi trochę odpoczęły. Po jakichś 30-40 minutach ruszałyśmy w dalszą drogę, po jakichś 2 godzinach kolejna przerwa, posiłek, ściągnięcie skarpet oraz butów itd., aż dochodziłyśmy do celu (o różnych godzinach, w zależności od dystansu). Potem szukałyśmy albergue, meldowałyśmy się w nim i od razu... robiłyśmy pranie, żeby już schło. :) Potem prysznic i obiad/kolacja w zależności od godziny i wolne - czyli głównie obijanie się, bo kto by nosił książki do czytania? Naprawdę szkoda, że one są takie ciężkie... Jeśli w danej miejscowości była plaża, to chodziłyśmy się kąpać, zawsze też trzeba było pójść do sklepu i kupić prowiant na dzień następny (najlepiej zapytać w Informacji Turystycznej lub hospitalera, gdzie jest jakiś supermarket, czyli supermercado). Ja robiłam też każdego dnia notatki - ale Dosia już nie, chociaż większość ludzi zdecydowanie wolała sobie codziennie to i owo zapisać. ;) Spać chodziłyśmy między 21:00 a 22:00.



10. Ludzie.
Na trasie najczęściej spotyka się Hiszpanów, Niemców, Włochów i Francuzów - w tej właśnie kolejności. ;) Czasem trafiają się genialne osobowości, z którymi się zaprzyjaźniasz, a czasem totalne gbury, czyli tak, jak to zwykle bywa. Generalnie Camino pod względem pierwiastka ludzkiego to niesamowite przeżycie, bo masz prawo zagadać do każdego, z każdym się przywitać i każdego trochę wypytać, więc sporo ciekawych rzeczy można się dowiedzieć. :)

11. Lista rzeczy do zabrania.
Po pierwsze, wszyscy pielgrzymi to chodzące reklamy Decathlona (minus Niemców, ci reklamują Jacka Wolfskina ;) ). My także, jak przystało na prawdziwe caminantki, obkupiłyśmy się przed wyjazdem w tym sklepie. ;) Oto, co wzięłyśmy ze sobą:

  • plecak - ok. 40 litrów, porządny, wytrzymały i jak najlżejszy (ja mam taki);
  • buty trekkingowe - koniecznie wypróbowane przed wyjściem na szlak! Ja miałam buty, które kupiłam 2 lata temu przed wyjazdem na Ukrainę i na Camino zachodziłam je wreszcie na śmierć ;)
  • sandały sportowe - na zmianę, kiedy w buciorach nie można już wytrzymać/gdy idzie się na plażę/wodoodporne nawet pod prysznic zamiast klapek. Ja wzięłam je również w tym celu, ale następnym razem, zabrałabym też klapki, bo przez większość czasu szkoda mi było moczyć sandały w obawie, że nie wyschną do następnego dnia ;)
  • 2 pary skarpet - jedna na nogach, druga na zapas, gdyby ta pierwsza nie wyschła na następny dzień. Sporo osób poleca, żeby wziąć 3, ale ja nie widzę sensu ;)
  • 1 para krótkich spodenek - najlepiej szybkoschnących;
  • 1 para długich spodni - można się też wycwanić i wziąć długie spodnie, którym da się odpiąć nogawki. Są one do kupienia w sklepach sportowych, ale wtedy trzeba wziąć 2 pary (ja miałam krótkie spodenki i legginsy);
  • 2 koszulki szybkoschnące - nie polecam białych, bo może się okazać, że twój plecak farbuje ;) (miałam też jedną koszulkę "cywilną" i dobrze na tym wyszłam, kiedy wyszło na jaw powyższe, ale na następne Camino już bym jej nie wzięła);
  • 1 cienka koszula z długim rękawem - miała być w razie oparzenia słonecznego, ale nie spaliłam się ani razu, więc nosiłam ją po prostu tak sobie ;)
  • 2 pary bielizny - ja miałam 2 pary majtek i 2 staniki sportowe, bo są w drodze dużo wygodniejsze od zwykłych i można w nich spać ;)
  • polar - przydaje się na chłodne poranki i wieczory, a w Galicji to jest już zupełnie niezastąpiony ;)
  • kapelusz na głowę z dość szerokim rondem - bo chroni i kark, i twarz przed słońcem;
  • kostium kąpielowy - bo plaża, plaża, plaża! < 3
  • płaszcz przeciwdeszczowy - najlepiej taki, który można założyć na siebie i na plecak, bo deszcz, deszcz, deszcz ;)
  • ręcznik szybkoschnący,
  • śpiwór - mały i lekki (polecam te modele, które ważą ok. 600 g), dość ciepły, gdyby wypadło spać pod gołym niebem;
  • ja nie miałam tego na Camino, ale na następne wzięłabym dużą chustę, która mogłaby mi służyć za prześcieradło - o czymś takim, jak zmiana bielizny pościelowej w albergach raczej nie słyszeli ;)
  • latarka czołówka - przydaje się i wieczorem, i rano, bo w Hiszpanii latem robi się jasno dopiero ok. 7 rano,
  • zatyczki do uszu (a jak ktoś potrzebuje to nawet ta śmieszna zasłonka na oczy) - nie ma nic gorszego niż niewyspany pielgrzym, a zawsze trafi się jakiś chrapiący. Lub dwóch, lub trzech ;)
  • 5-8 klamerek do prania - często wieje i ciuchy mogą odlatywać ;)
  • 5 agrafek - do przypinania wilgotnego prania do plecaka i w sytuacjach awaryjnych;
  • torba ekologiczna - o milionie zastosowań, np.: na zakupy, po włożeniu polaru do środka jako poduszka itd.;
  • kosmetyczka: mydło (do mycia się, jak i do prania), mały szampon i odżywka do włosów (mnie miniaturki wystrczyły na cały wyjazd), mały żel do twarzy, szczoteczka i pasta do zębów (polecam bardzo wydajną Ajonę), dezodorant, mały balsam do ciała (nie miałam go, ale następnym razem bym wzięła, bo suchość mojej skóry pod koniec wyjazdu osiągnęła stan tragiczny), golarka do nóg, pęseta, 2 gumki do włosów, 4 wsuwki, trochę papieru toaletowego;
  • apteczka: żel antybakteryjny do rąk, gaziki nasączone spirytusem, woda utleniona w żelu, łagodzący żel do nóg i stóp (my miałyśmy Lioton 100), żel na oparzenia słoneczne i ugryzienia (u nas - Fenistil), igła i nici, krem przeciwsłoneczny (zdecydowanie SPF 50 i więcej), chusteczki do nosa, plastry (zwykłe i na odciski/pęcherze), 3 saszetki Fervex'u czy innego Coldrex'u, witamina C, węgiel na rozwolnienie, coś na ból głowy, brzucha, czy czego tam jeszcze ;)
  • kubek, sztućce i talerz - ja miałam bardzo fajny kubeczek aluminiowy z karabińczykiem, który przypinałam sobie do pasków od plecaka i miałam go zawsze pod ręką, jeśli chciałam się napić wody ze źródełka, w ramach sztućców miałam widelcołyżkę, a talerza na następne Camino bym nie brała ;)
  • karimata - ja miałam leciutką i cieniutką alumatę. Na miękkim spało mi się w porządku, a na twardym i tak zawsze jest twardo ;)
  • bandanka - mnie się bardzo przydała, bo przymontowałam ją do kubeczka i... ocierałam nią pot z czoła ;)
  • dokumenty - dowód osobisty, legitymacja studencka/karta EURO26, karta EKUZ, karta kredytowa, credencial, czyli paszport pielgrzyma stanowiący dokument potwierdzający to, że jesteśmy pielgrzymami;
  • aparat fotograficzny z ładowarką - zapewniam was, że noszenie lustrzanki to nie jest takie straszne obciążenie i widziałam też innych ludzi, którzy nosili je tak, jak ja ;)
  • telefon z ładowarką - do utrzymywania kontaktu z wiecznie zaniepokojoną rodziną ;)
  • notes i długopis - naprawdę warto sobie zapisywać, co tam ciekawego nas na Camino spotkało ;)
  • przewodnik, ewentualnie rozmówki polsko-hiszpańskie;
  • muszla - do przypięcia do plecaka, żeby miejscowi z daleka widzieli, że jesteśmy pielgrzymami i od razu zawracali nas ze złej drogi. Można ją kupić na miejscu.
Pamiętajcie, że plecak nie powinien ważyć więcej niż 10% Waszej masy, bo w przeciwnym wypadku za bardzo obciąża kręgosłup i kolana. Mój plecak ważył ok. 9 kg, ale tylko dlatego, że miałam w środku namiot. Wykorzystałyśmy go tylko 4 razy, więc na następne Camino zdecydowanie go nie biorę - stanowi duże obciążenie, a w Hiszpanii jest ciepło i można się przekimać pod gołym niebem, jeżeli zajdzie taka potrzeba. ;) Poza tym, jeśli weźmiecie czegoś za dużo, zawsze możecie zostawić to w albergach, bo zazwyczaj znajduje się tam półeczka z rzeczami, które inni również zostawili. Jeśli czegoś potrzebujecie, możecie to także z takiej półeczki wziąć (my w ten sposób wzbogaciłyśmy się o naprawdę wiele przedmiotów, które były nam akurat potrzebne, np. krem do opalania :) ). Jest to dość dziwne, ale nam również przydał się klej typu "kropelka" - kupiłam go przed wylotem, żeby podkleić sobie gumę w aparacie, a potem szkoda mi go było wyrzucać, więc wzięłam go ze sobą i był to strzał w dziesiątkę. Kleiłyśmy nim naprawdę niezliczone rzeczy, łącznie z butami i przezroczystymi woreczkami lotniskowymi, więc sprawa jest naprawdę warta rozważenia. ;)


12. Koszty. 
Zaczniemy od biletów (podaję cenę za 1 osobę wszystkich przelotów i przejazdów, nawet tych, które nie należały bezpośrednio do szlaku):
  • Gdańsk - Warszawa - Polski Bus - 29 zł;
  • Warszawa - Barcelona - Ryanair - 166 zł;
  • Barcelona - Irún - Monbus - 30 €;
  • Muxia - Santiago de Compostela - lokalny przewoźnik autobusowy - 7,60 €;
  • Santiago de Compostela - Porto - Alsa/Internorte - 28 €;
  • Porto - Madryt - Ryanair - 119 zł;
  • Madryt - Kraków - Ryanair - 177 zł;
  • Kraków - Gdańsk - Polski Bus - 40 zł.
Na życie wydawałyśmy dziennie ok. 10 € na głowę - po połowie na jedzenie i na opłatę za nocleg. Dobrze jest oczywiście mieć trochę zapasu, więc wzięłyśmy po 500 €. Wiadomo też, że w miastach wydawaje się trochę więcej, więc łącznie wyjazd (bez przelotów i biletów na Polskiego Busa) kosztował mnie ok. 450 € (w tym bilety Muxia-Santiago i Santiago-Porto). Jako że notatki spisywałam na rachunkach ze sklepów (heh), podaję Wam jeszcze przykładowe ceny kilku produktów - stan na sierpień 2013:
  • sok (1 litr) - ok. 0,80 €;
  • 2 jabłka - ok. 0,80 €;
  • 2 brzoskwinie - ok. 0,50 €;
  • 2 banany - 0,60 €;
  • 6 batoników zbożowych - 1-1,2 €;
  • Milka 125 g - ok.1 €;
  • chleb (w postaci bagiety...) - ok. 1 €;
  • 4 jogurty - najpierw kupowałyśmy najtańsze po ok. 1 €, ale na dłuższą metę nie można z nimi wytrzymać, więc płaciłyśmy po 2 € za 4 jogurty greckie lub 4 puddingi ;) 
  • ciastka zbożowe - 1-1,20 €;
  • puszka tuńczyka - ok. 1,50 €;
  • ser (najtańszy Queso Azul - pleśniowy) - ok. 1,2 €;
  • serek do kanapek - ok. 1 €.

13. Linki, za które warto pociągnąć:
  • relacja z trasy dzień po dniu na moim blogu (łącznie z wycieczkami przed pielgrzymką i po niej);
  • poradnik caminowy;
  • forum caminowe;
  • serwis caminowy;
  • blog Łukasza, który swoją Drogę zaczął z Polski;
  • blog maturzystów, którzy w zeszłym roku po egzaminach wyruszyli z domu w drogę do Santiago;
  • blog Kuby, który jakiś czas temu ze znajomymi przeszedł Camino,
  • blog Szymona, który odkryłam po fakcie, ale opisuje trasę dzień po dniu, więc może być całkiem przydatny (chociaż z niektórymi informacjami zupełnie się nie zgadzam). ;)

I pamiętajcie - nigdy nie róbcie w albergue makaronu na słodko przy Włochach! ;))) A jeśli macie jakieś dalsze pytania, kontakt do mnie znajdziecie tu. :) Buen camino!