Tak, tak, wiem, że ten post pojawia się rychło w czas. Już dwa miesiące nie ma mnie w Berlinie, a ja właśnie publikuję posta ze zdjęciami ze świetlicy, w której pracowałam i z dzielnicy, gdzie się ona mieściła i gdzie mieszkałam. Ale przecież lepiej późno niż wcale. ;)
Buntes Haus, czyli moje miejsce pracy, z zewnątrz.
A tak wyglądał w środku. Biuro...
... kafejka (to tu zawsze grałam w moje ukochane "SkipBo" :D)...
... Leseklub, czyli biblioteka dla odwiedzających nas dzieci...
... pokój zabaw...
... i pracownia artystyczna. ;)
Po lewej wciąż Buntes Haus, po prawej już Hellersdorf, czyli moja dzielnia w Berlinie. Specjalną miłością do niej nie pałałam, bo nie ma tam nic prócz komunistycznych blokowisk, ale niektóre malunki na blokach były fajne. ;)
A to mój faworyt w Hellersdorfie - dziwaczne konstrukcje na blokach. Cały rok się głowiłam, dlaczego ktoś je tam zamontował, po czym mojego ostatniego dnia w Berlinie dowiedziałam się, że miały stanowić ozdobę na Expo 2000, bo jakieś wydarzenie z jego obchodów działo się u nas na dzielni. ;)
Inne hellersdorfskie bloki.
Mieliśmy ulicę Janusza Korczaka! A na niej przystanek autobusowy i zawsze miałam bekę z lektorki czytającej to nazwisko w autobusie. ;)
Moja ulica...
... i Hellersdorfer Promenade, czyli promenada, przy której mieścił się Buntes Haus. Chodziłam tędy na U-Bahn i zawsze zagadywały do mnie jakieś dzieciaki, więc musiałam wychodzić 5 minut szybciej, żeby się nie spóźnić na pociąg. xD
Promenadę zdobiły różne mozaiki/zabawki dla dzieci w powiększeniu wykonane wspólnie przez okolicznych mieszkańców pod kierownictwem właściciela atelier teatralnego mieszczącego się przy niej.
Moje dwa ulubione bary na promenadzie - w których nigdy nie byłam. ;) "Stara berlińska knajpa Icke" (czyli "ja" w berlińskim dialekcie)...
... oraz "Mały Kufelek". ;)
I na koniec - właz do kanalizacji z napisem "Made in GDR", czyli NRD. ;)))