sobota, 28 września 2013

Łowicz.

Gdyby kiedyś naszła was ochota zobaczyć, jak wygląda "Polska powiatowa", to polecam waszej uwadze właśnie Łowicz. ;) Co więc tam znajdziecie? Trochę podupadłe zabytki przypominające o dawnej świetności miasta, niedomytych panów popijających w bramie najtańsze piwko, restauracje serwujące tradycyjną polską kuchnię (pizze i hamburgery) oraz lokalny folklor w postaci łowickich wzorów dyskretnie wynurzających się to tu, to tam. Kilka sklepów na głównej ulicy o nieporadnych językowo nazwach, parę zabawnych haseł mających zachęcać klientów do wstąpienia do różnych rodzinnych zakładów usługowych, znudzone nastolatki i senny małomiasteczkowy klimat. Ale żeby nie było niedomówień - miasto to przypadło mi do gustu, ponieważ... lubię taką specyficzną polską prowincjonalność. :) No i generalnie uważam, że pojechać tam warto, bo sporo ciekawych rzeczy można zobaczyć, a informacja turystyczna jest świetnie przygotowana do udzielenia odpowiedzi na wszelkie pytania. Że już nie wspomnę o tym, jaką mają fajną alternatywną mapę! :)

Dekoracja w biurze informacji turystycznej.
Stary Rynek.
Bazylika katedralna.
W drodze do Nowego Rynku.
Żuliki najpierw zaproponowali mi, że zapozują do zdjęcia, potem jednak zmienili zdanie. ;)
Nowy Rynek.
Tu zjadłyśmy obiad - w tradycyjnej polskiej restauracji, której menu w większości składało się z... różnych rodzajów pizz. ;)
Następnie ruszyłyśmy okrężną drogą do skansenu.
Fachowy rozkład na przystanku autobusowym. ;)
Polska po roku 2004 - niezła bryka na angielskich blachach stojącą pod ruderą z mieszkaniami komunalnymi. Jej właściciel sączył w bramie piwko z kumplami i dyskutował na życiowe tematy, używając języka znanego powszechnie jako "rynsztokowy". ;]
Skansen.
Akurat trwały tam warsztaty rękodzieła, więc na koniec wizyty miałyśmy jeszcze okazję trochę powyszywać. ;)