Do Rostocku wybrałam się razem z moją koleżanką poznaną na szkoleniu wprowadzającym, by odwiedzić inną koleżankę poznaną tamże. ;) Był to pierwszy raz, kiedy korzystałam z Mitfahrgelegenheit, czyli typowo niemieckiego sposobu podróżowania, który można by nazwać (dość paradoksalnie, przyznaję) "płatnym autostopem". ;) Z angielska nazywa się to "carpooling" i polega na tym, że jakiś kierowca, jadąc do określonego miasta i posiadając wolne miejsca w samochodzie, wstukuje swoje dane w odpowiednim miejscu na stronie mitfahrgelegenheit.de (te dane to między innymi: miejsce, z którego odjeżdża i to, do którego jedzie, miejscowości mijane po drodze, czas i koszt przejazdu, liczba wolnych miejsc, a nawet... kolor i marka samochodu, żeby ułatwić swoją identyfikację potencjalnemu współpodróżującemu), a potem osoba, która nie posiada własnego samochodu, ale chce się gdzieś wybrać (nie wydając przy tym majątku na bilety kolejowe), może odnaleźć takiego kierowcę w systemie i zdecydować się na wspólną jazdę z nim. Musi wtedy zadzwonić lub wysłać SMS-a do osoby oferującej przejazd i voila - może jechać. W praktyce nie zawsze jest to tak łatwe i czasem trzeba się nieźle nadzwonić, ale ja tym razem miałam szczęście i wykonałam tylko dwa telefony: jeden dotyczący przejazdu z Berlina do Rostocku, a drugi - powrotu. Jako ciekawostkę dodam, że czasem można też spotkać się z ofertami wspólnego przejazdu pociągiem, ponieważ Deutsche Bahn oferuje również bilety ważne dla pięciu osób, a na zakończenie tego przydługiego wstępu podam główną zaletę i wadę carpoolingu w porównaniu do autostopu - przejazd jest pewny i nie trzeba marnować czasu, łapiąc okazję, ale jazdę taką trzeba opłacić. ;)
Pierwsza niespodzianka - w Rostocku S-Bahn wygląda jak zwykły pociąg regionalny. I też ma pierwsza klasę, jak we Frankfurcie. ;)
Warnemünde Werft - czyli jedna z fajniejszych stacji, jakie widziałam w całych Niemczech. :)
Po zobaczeniu poniższego zdjęcia nie będziecie mieli wątpliwości dlaczego. ;)
Następnie udałyśmy się do miejsca, gdzie według Magdy mieszkającej w Rostocku, sprzedaje się najlepsze Fischbrötchen, czyli niemiecki nadmorski przysmak. Miała rację, były przepyszne. :)
A tak wyglądała budka, w której je kupiłyśmy. ;)
Pierwsze spotkanie z morzem podczas oczekiwania na autobus do centrum Warnemünde. Tęskniłam za nim od wyjazdu w Gdyni - jak bardzo, zdałam sobie sprawę dopiero, gdy stanęłam na jego brzegu.
A to już spacer po promenadzie w Warnemünde.
Wejście na plażę...
... na której można było podziwiać sporo latawców. Jestem ciekawa, ile jest ich tam latem. :)
Wille przy promenadzie...
... flagi państw bałtyckich z polską na czele ;) ...
... oraz sztuka dla wczasowiczów. ;)
Latarnia morska widziana z bliska. Niestety, na okres zimowy zostaje zamknięta.
Pomnik, który zaszokował mnie swoją topornością. ;)
Następnie udałyśmy się do jednej z knajpek, żeby napić się na rozgrzewkę Glühwein, czyli grzanego wina.
Po tej krótkiej przerwie udałyśmy się na molo, po drodze podziwiając takie oto wielbłądzie garby vel wydmy. ;)
Widoki z mola.
Następnie udałyśmy się na Fischmarkt, ale o tym przeczytacie w kolejnej notce. Na razie zostawiam was ze zdjęciem Zimtspitze, czyli loda pokrytego posypką z cynamonu i cukru, którego zjadłyśmy po drodze na targ. Pychota!
Translation
At the beginning of November I went to Rostock (using Mitfahrgelegenheit which is a real life-saver considering prices of train tickets in Germany) to visit my friend who I met during on-arrival training. We spent lovely time in the district located directly on the sea shore, enjoying ourselves and trying local food specialities. So yummy! :)