piątek, 30 listopada 2012

Bremerhaven - Zoo am Meer.

Drugiego dni wybrałyśmy się do Bremerhaven - czyli nadmorskiej miejscowości będącej portem Bremy. Miasto to (oprócz ogromnego portu, oczywiście) może poszczycić się zdumiewającą ilością turystycznych atrakcji jak na swoje niewielkie rozmiary (ok. 100 000 mieszkańców). Jak już pisałam, moim zdaniem, to spisek Deutsche Bahn, które nie pozwoliły na budowę tych muzeów w Bremie, żeby móc trzepać kasę z biletów (dzienny kosztuje ok. 20 euro). My dojechałyśmy do Bremerhaven prosto z Oldenburga autobusem podmiejskim, którego trasa... wiodła przez autostradę. Witamy w Niemczech. :) Sam przejazd był też dość ciekawy, bo za oknem migały obrazy iście holenderskie - krowy, krowy i jeszcze raz krowy. ;) Ale w sumie nie ma się czemu dziwić, bo z Oldenburga i Bremy do Holandii to tylko rzut beretem.

Po wyjściu z autobusu powitał nas taki oto widok. Imponujące, prawda? :) Z kolejnego posta dowiecie się, co to za budynki. ;)
Następnie naszą uwagę zwróciła wieża miejscowego kościoła, więc udałyśmy się w jego stronę. Niestety, okazało się, że był zamknięty. Za to miałyśmy okazję podziwiać kolejny Weinachtsmarkt w budowie...
 ... gdzie kręciło się sporo Mikołajów. ;)
Następnie udałyśmy się w stronę zoo, które miało być naszym pierwszym przystankiem. Po drodze mijałyśmy jedno ze słynniejszym muzeów w Bremerhaven - Deutsches Auswandererhaus, czyli Muzeum Emigracji Niemieckiej.
 Na bruku przy nim wyryto nazwiska niektórych emigrantów, rok ich wyjazdu oraz cel podróży. To nazwisko wygląda znajomo, prawda? ;)
 A tak wygląda właśnie Zoo am Meer, czyli w wolnym tłumaczeniu "Zoo na brzegu morza".
 Przy kasie znajdowała się taka zabawna karteczka informująca o możliwości wypożyczenia parasola. Jak już mówiłam, ten region Niemiec słynie z częstych deszczów. ;)
Tak zoo wyglądało od środka.
 A tak zwierzątka je zamieszkujące. To, co podobało mi się najbardziej, to fakt, że wszystkie były tam, gdzie miały być - na swoich wybiegach. Nie tak jak zazwyczaj w ogrodach zoologicznych, kiedy widzi się ledwie połowę zgromadzonych okazów, bo zwierzęta się gdzieś chowają.
 Przy tej foce spędziłam sporo czasu, bo była naprawdę niesamowita! Zachowywała się tak, jakby chciała się ze mną bawić w aportowanie swojej kosmatej zabawki i wyrażała duże zainteresowanie moim foliowym workiem na aparat. :)
W zoo były też świetne tabliczki, np.: "Proszę nie zabierać psów do groty pum - psy i koty nie znoszą siebie nawzajem".
 Były też tabliczki informujące, co stało się z danym zwierzęciem, jeśli akurat nie było go na wybiegu ("Drogi zwiedzający/Droga zwiedzająca! Jeśli nas tu nie widzicie, jest nam za zimno i znajdujemy się w pawilonie. Mogą nas jednak państwo zobaczyć ze sklepiku z pamiątkami."
 A to już tabliczki przy królikach. Od lewej "Nie wyciągać zwierząt", "Nie przechodzić przez ogrodzenie" i "Nie karmić zwierząt".
 A na koniec, po całym tym wyliczeniu zakazów - najsłodsza tabliczka świata, czyli... "Ale proszę pogłaskać". :DDD


Translation

On the next day we went to Bremerhaven. It turned out it's exteremely iteresting city even if it's not very big. The museums there are amizing! We started with the Zoo am Meer and admired many beautiful animals. :) 

czwartek, 29 listopada 2012

Oldenburg - Gertrudenfriedhof und Landesmuseum Natur und Mensch.

Od czasu mojego krótkoterminowego EVS-a na Ukrainie (od którego, notabene, wszystko się zaczęło ;) ) polegającego na renowacji cmentarza posiadam lekką obsesję na punkcie miejsc wiecznego spoczynku. Objawia się ona, między innymi, tym, że nigdy nie odpuszczam sobie cmentarzy podczas zwiedzania nowych miejsc. Nie inaczej było w Oldenburgu - Gertrudenfriedhof z najstarszymi nagrobkami z II poł. XIX w. uroczo położony pomiędzy dwoma ramionami litery igrek zbudowanej z dwóch ulic skradł moje serce.

Na koniec kapliczka na cmentarzu i konewki - absolutny hit tego spaceru, bo... znajdował się na nich taki mechanizm jak na wózkach w supermarkecie. Wkładasz 2 euro i voila - konewka twoja! :)
 Następnie udałyśmy się do Landesmuseum Natur und Mensch, które specjalizuje się w przybliżaniu związków pomiędzy działalnością człowieka a naturą na północy Niemiec. Najpierw obejrzałyśmy wystawę kamieni...
 ... a potem północnoniemieckie torfowisko. W gablocie, którą widzicie z tyłu, znajdował się szkielet. ;)
 Robale w rozmiarze XXL. ;)
 Były też akwaria. :D
 Sala dotycząca fauny północnoniemieckiej.
 Ta ściana była trochę przerażająca. ^^
 Wypchany dzik.
 Replika niemieckiego Stonehenge?
 A na koniec - schody w muzeum. Bardzo mi się spodobały,  bo były uroczo zdobione. :)


Translation

I like cementaries since my short-term EVS in Ukraine last year during which we renovated an old cementary in Drohobych. This is why I also visited a cementary in Oldenburg, which was a perfect place to think - quiet and tranquil. After that we went to the Landesmuseum Natur und Mensch. I found the exhibition quite interesting as I learned a lot about flora and fauna of northern Germany.