Moim następnym przystankiem tamtego dnia była Koblencja - podobało mi się tam, ale w zachwyt nie wpadłam. ;) Miasto przypominało mi trochę Belgrad (bo ulokowane jest w miejscu, gdzie spotykają się dwie rzeki), a trochę Tbilisi (bo nad rzeką znajdowała się tam kolejka linowa i był nawet pomnik "Matki Niemiec" - a raczej ojca ;) ) - im więcej podróżuję, tym więcej mam takich skojarzeń podczas kolejnych wyjazdów. I nie wiem, czy to dobrze, czy źle...
Tak właśnie prezentowała się Koblencja.
W jednym z tamtejszych kościołów zobaczyłam mężczyznę rozmawiającego przez telefon...
Właz kanalizacyjny. W skrócie: "1944 - między kwietniem tego roku a końcem wojny zniszczono 87% starego miasta w Koblencji. 1984 - Koblencja ma teraz więcej mieszkańców i mieszkań. Miasto podniosło się ze zniszczeń większe i ważniejsze".
Potworek architektoniczny nad brzegiem rzeki. ;)
Deutsches Eck ("Niemiecki Róg") z pomnikiem Wilhelma I i flagą każdego kraju związkowego ulokowany w miejscu, gdzie Mozela wpływa do Renu.
Ustawiono też tam rzeźbę, której fragment można zobaczyć poniżej.
Dwie rzeki, dwa różne kolory wody. ;)
Na pomniku zachowała się jeszcze nazwa Śląska jako część Niemiec.
W dalszej drodze.
Znów lody! Te u góry to Waldmeister ("marzanka wonna"), czyli niemiecki przysmak, z którego robi się także moje ukochane Berliner Weisse. :)
I na koniec - dziwaczne koblenckie centrum handlowe. ;)