Tak naprawdę Akwizgran (bo tak właśnie brzmi polska nazwa Aachen) wcale nie był na mojej liście miejsc do odwiedzenia podczas tej wycieczki. Bardzo chciałam tam jechać, ale nie dałam rady podczas karnawału, a tym razem jakoś stwierdziłam, że nie wyrobię się czasowo. Na szczęście mi się udało, tylko nie zdążyłam wejść do katedry, bo mój ukochany Deutsche Bahn złapał opóźnienie i się spóźniłam... ;/ Ale Akwizgran bardzo mi się podobał - tylko nie wiem, jakoś tak mało niemiecko się tam czułam. Strasznie dużo zabytków i jednocześnie mało sieciówek tam było jak na niemieckie miasto! ;)
Do Akwizgranu przyjechałam nieprzygotowana (zazwyczaj mam zdjęcie mapy z google maps w aparacie, żeby się nie zgubić), na szczęście niedaleko dworca udało mi się znaleźć wywieszoną mapkę miasta do sfotografowania. ;)
Po drodze na starówkę.
W Akwizgranie było już chłodniej - "tylko" 33 stopnie. ;)
Przebiegała tamtędy również droga św. Jakuba.
I na koniec - dworzec główny w Akwizgranie. ;)
PS. Pozdrowienia dla głośnej i radosnej grupy Belgów w średnim wieku, którzy popijali szampana i wino z plastikowych kubeczków w pociągu, którym wracali razem ze mną do Kolonii i zwracali się do mnie per "Fräulein". ;)))