Oto właśnie największa atrakcja tamtego dnia wspomniana w poprzednim poście - Muzeum Czekolady w Kolonii. Takiej placówki nie mogłam nie odwiedzić, a że nie udało mi się to podczas karnawału (muzeum było wtedy zamknięte), postanowiłam, że muszę to zrobić, gdy jeszcze raz zawitam w okolice Kolonii. I to właśnie była ta okazja. ;) Całkiem mi się w muzeum podobało, tylko dość sporo ludzi tam było (ale nie ma się czemu dziwić ;) ). Miałam możliwość obejrzeć, jak przebiega cały proces produkcji czekolady (łącznie z tym, jak wyglądają maszyny używane do jej robienia!), a także poznać historie różnych marek. Okazało się też, że Lindt, który sponsoruje muzeum, ceni się bardziej niż Ritter Sport, bo tutejsze czekolady, które można było skomponować samemu, kosztowały jakieś jedno euro więcej. ;) I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że po moim wyjściu z muzeum okazało się, że most zwodzony prowadzący na stały most jest zamknięty i musiałam wybrać okrężną drogę (duuużo dłuższą) przez co spóźniłam się na autobus, więc byłam zmuszona łapać następny. Potem autobus ten stał w korku (gdzie dogonił tego, który mi uciekł xD), więc o mało się nie udusiliśmy przy tym upale. Na szczęście kierowca był dosyć nerwowy, parę razy wymusił pierwszeństwo i na czas dojechaliśmy na dworzec, skąd miałam odjechać do następnego punktu wycieczki. A tam? Niespodzianka! Pociąg był opóźniony - i to już trzeci tego dnia! Zaiste, niepojęte jest dla mnie, co Deutsche Bahn robi z kasą, którą każe sobie bulić za bilety, skoro nie jest w stanie zapanować nad tymi wiecznymi opóźnieniami...
Muzeum z zewnątrz. Na pierwszym planie nieszczęsny most. ;)
A to już sale ekspozycyjne.
W muzeum jest też mała palmiarnia, gdzie hoduje się drzewa kakaowca.
Dwa interesujące fakty z ekspozycji w muzeum.
A potem przeszłam do "fabryki" Lindta...
... gdzie stały prawdziwe maszyny używane do wyrobu czekolady! :D
Bardzo zainteresowała mnie wystawa z formami, których używa się do robienia różnych figurek z czekolady.
Stanowisko, gdzie można było zrobić własną czekoladę.
A na koniec zaciekawiła mnie bardzo ekspozycja na temat różnych czekoladowych marek. Wiedzieliście, że kiedyś symbolem Milki był pies pasterski, a nie fioletowa mućka? Albo że 1/3 dzieci poproszonych o pokolorowanie krowy koloruje ją na fioletowo?