Essen nie podobało mi się nic a nic. Znam pewną Niemkę, która stamtąd pochodzi i utrzymuje, że to najfajniejsze miasto w tym kraju, więc postanowiłam się tam wybrać. Byłam, widziałam i nie wiem, o co chodzi. Najpierw Zollverein, czyli dawna kopalnia przerobiona na park - myślałam, że będzie to coś w stylu łódzkiej Manufaktury, ale gdzie tam! Nic się tam nie działo, czasem przebiegł tylko jakiś pojedynczy biegacz. Szybko więc się stamtąd zmyliśmy (bo zwiedzałam miasto razem z kolegą z Hiszpanii, który skończył EVS-a i niedawno się tam przeprowadził) i ruszyliśmy do centrum. Kolejne rozczarowanie! Nie ma tam nic, tylko sklepy oraz... więcej sklepów. ;/
Zollverein jest jedną z tych atrakcji z listy UNESCO, co do których nie rozumiem, dlaczego się na niej znalazły.
Stacja metra - nie wiem, czy o tym już wspominałam, ale w Nadrenii Północnej-Westfalii metro i tramwaj to zazwyczaj jedno i to samo. ;)
Podczas spaceru po mieście.
Limbecker Platz to centrum handlowe, które znajduje się na... Berliner Platz. ^^
Jedyną fajną rzeczą w Essen było to, że udało nam się zobaczyć tam królika. Na głównym placu jednego z bardziej przemysłowych miast Niemiec! :)
Berliński niedźwiedź na Placu Berlińskim...
... i berlińskie światła tamże. ;)
W drodze powrotnej na dworzec.
Zobaczyliśmy też zgromadzenie zwące się "Poniedziałkowe protesty". Ich organizatorzy robią je co tydzień i protestują w sprawie, która akurat jest na topie - wtedy były to protesty w Turcji...
Nie rozumiem tej rzeźby. ;)
I na koniec - bananowy autobus pod dworcem głównym. ;)