poniedziałek, 23 czerwca 2014

Dzień 30. Santiago de Copostela - Negreira (22 km).

Z "Dziennika podróży":
30.09.2013
Wychodzimy późno z Santiago, bo długo spałyśmy, a drzwi wyjściowe ze schroniska i tak były zamknięte. Pod katedrą spotykamy znajomych z Sobrado, którzy do celu doszli dopiero dziś, widzimy też kilka osób, które spotkałyśmy na trasie na początku szlaku. Pewnie nasi starzy znajomi też dziś dotrą do grobu apostoła, ale nie możemy na nich czekać, bo przed nami jeszcze daleka droga. Kiedy opuszczamy rogatki miasta, mija nas biegnący pielgrzym - dzielnie truchta nawet pod górę. Na trasie jest też sporo innych ludzi i praktycznie wszyscy co chwilę robią sobie przerwę w barze. ;) Trasa wiedzie dziś przez malownicze tereny, więc maszerujemy z przyjemnością. Wreszcie docieramy do albergue - mimo naszych obaw nadal są dla nas miejsca w schronisku gminnym, wygląda na to, że wielu pielgrzymów decyduje się na prywatne kwatery. Ciekawe, z czego to wynika, może przyzwyczaiły ich do tego tłumy na Camino Frances. ;) Potem wybieramy się na zakupy, ale tego dnia nie musimy gotować same - nowo poznany Niemiec o imieniu Markus zaprasza nas na swoją "italienische Pasta". Spożywamy właśnie razem posiłek, popijając winko i wesoło gawędząc, opowiadamy coś o swoich starych znajomych z trasy, gdy nagle... w drzwiach albergue staje Friedrich! Nasze zdziwienie - ale i radość - nie znają granic, rzucamy mu się na szyję, a po chwili z rozpędu częstujemy makaronem Markusa. xDD Do późnego wieczora wymieniamy nasze wrażenia z trasy, opowiadamy sobie, co u kogo słychać, a potem zmęczeni, ale i zadowoleni, idziemy spać. :)
***

Spotkani na Camino

Friedrich - pochodzi z Niemiec, z Drezna, ale obecnie mieszka w Manchesterze. Zajmuje się muzyką, w drogę wziął ze sobą pałeczki do perkusji i często można go zobaczyć na trasie, jak maszeruje, uderzając nimi w wyimaginowane bębny. :) Do Hiszpanii dostał się na podrobionym bilecie kolejowym, a Camino to dla niego przygoda - zdarza mu się sypiać w opuszczonych budynkach i nigdzie mu się nie spieszy. Zwracamy na niego uwagę, bo kiedy mija nas przed Bilbao,  dostrzegamy namiot przymontowany do jego plecaka i cieszymy się, że nie tylko my niesiemy ciężar, który tak rzadko się przydaje - potem Friedrich zdradza nam, że też niezbyt często z niego korzystał. ;) To właśnie z nim i z Pablem przeżywamy sporo przygód na trasie - śpimy na dziko w La Isli czy idziemy alternatywną trasą do San Vincente. Dlatego bardzo cieszymy się, gdy znów spotykamy go w Negreirze i w dalszą trasę do Finisterre postanawiamy ruszyć razem.

Katedra w porannym świetle.
Na słupkach nie ma już napisu "Santiago"... :)
... a strzałki są w obu kierunkach - do grobu apostoła i nad ocean. :)
Może i nie zobaczyłyśmy katedry wchodząc do Santiago, ale kiedy wychodziłyśmy widok był świetny. ;)
Na koniec - fotka poglądowa, czyli widok na moje buty po 30 dniach drogi. ;)