sobota, 7 czerwca 2014

Dzień 25. Gontán - Baamonde (42 km).

Z "Dziennika podróży":
25.08.2013
W nocy okazuje się, że w hali sportowej, w której śpimy, jest bardzo zimno. Rano zbieramy się więc stosunkowo szybko i ruszamy w drogę - podczas wychodzenia okazuje się, że na korytarzu było zupełnie niespodziewanie dużo cieplej... ale też brudniej. ;) Idziemy kawałek za jakimiś ludźmi, ale na pierwszym skrzyżowaniu okazuje się, że zabłądzili - a my za nimi. Wyciągamy więc Cordulę, konsultujemy z nią trasę (lenistwo nie popłaca, mogłyśmy zrobić to od razu, a nie podążać za kimś na ślepo ;) ), robimy w tył zwrot i... tym razem to oni idą za nami, dopóki nie odnajdujemy słupków z muszelkami. Potem cały dzień wędrujemy przez wioski i wioseczki, co jakiś czas przecinając nacjonalną. Od czasu do czasu popaduje deszcz. Docieramy do Vilalby, gdzie znajdujemy dwa otwarte (mimo niedzieli) sklepy - warzywniak i księgarnię. Nie dowierzamy własnym oczom, z radości kupujemy sobie kilka owoców i posilając się nimi, dochodzimy do wniosku, że hiszpańskie księgarnie to jednak wyjątkowe miejsca - w Irún, gdzie wylądowałyśmy przed świtem, już wtedy jedna z nich była otwarta. I to nawet jeśli wszystkie inne punkty usługowe zaczynają pracę o dziewiątej! Po krótkim odpoczynku w Vilalbie ruszamy w dalszą drogę. Idziemy i idziemy, aż wreszcie docieramy do celu, czyli Baamonde. Okazuje się, że i tu sklep jest otwarty - specjalnie dla pielgrzymów od 19:30 na jakąś godzinkę. ;) Widać, że coraz bliżej do Santiago i coraz więcej ludzi na trasie, skoro nawet opłaca się sprzedawać w niedzielę. Nawet schroniska są już ładne i odremontowane, tutejsze to odnowiony spichlerz - na 92 osoby.
***
Spotkani na Camino
Frank - zagaduję go, bo idzie o kilka kroków przede mną z jedną słuchawką w uchu, a do plecaka ma poprzyklejane flagi krajów z Azji Południowo-Wschodniej - które odwiedził, jak się później okazuje. Pochodzi z Londynu, ale na studia przeniósł się do Southhampton, bo miał już dość zgiełku wielkiego miasta i tamtejszych wywindowanych cen. Wędruje trochę z hiszpańskimi znajomymi, a trochę samotnie - niezwykłe jest to, że nieźle mówi po hiszpańsku, będąc Anglikiem.

Pochmurny poranek.
 W drodze.
 Schronisko w Vilalbie - kiedy je mijałyśmy było już pełne. ;)
 ("Camino daje ci nie to, czego pragniesz, ale to, czego potrzebujesz").