wtorek, 25 listopada 2014

Kowno/Kaunas.

Podróż, z której zaczynam dzisiaj relację, zaplanowałam z wyprzedzeniem ponadpółrocznym. Od dawna chciałam odwiedzić kraje bałtyckie i nie wiem tylko co było pierwsze - ta chęć czy bilety po 12 złotych za odcinek podróży w Simple Expressie. ;) Wystarczy dokonać zakupu zaraz po udostępnieniu puli biletów na dany dzień w systemie rezerwacyjnym (czyli 6 miesięcy wcześniej) i voila, przed nami podróż życia za jedyne 76 złotych. Ja jednak nie byłabym sobą, gdybym ograniczyła się do krajów bałtyckich (i 76 złotych ;) ), dlatego kupiłam też bilet na prom do Finlandii, potem kilka biletów na tamtejszy odpowiednik Polskiego Busa, i wreszcie powrotny bilet na samolot do Polski. I tak oto wieczorem 13 września rozpoczęłam swoją przygodę. :)

Wszystko byłoby fantastycznie, ale bilety kupowane z półrocznym wyprzedzeniem mają jedną wadę: człowiek nie wie jeszcze dokładnie, co będzie chciał na trasie zobaczyć. I tak oto stwierdziłam, że nie ma co jechać do Wilna, a stamtąd dopiero wyprawiać się do Kowna, które przecież znajduje się na trasie Simple Expressa. Lepiej wysiąść tam od razu, a potem podskoczyć jakoś do stolicy Litwy. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam, przy okazji pokonując opór jednego z kierowców, który nie bardzo chciał wydać mi mój bagaż w innym mieście niż to, którego nazwa widniała na moim bilecie - myślał chyba, że nie wiem, co robię. W takim wypadku uciekłam się do środka ostatecznego: nadawałam jak głupia po angielsku, a on nic nie rozumiał, więc w końcu odpuścił. ;)

Po pokonaniu tej niewielkiej przeszkody udałam się na zwiedzanie miasta. Ujmując to oględnie: Kowno czuć prowincją. Porównałabym je do polskiego Łowicza - tyle że Kowno to drugie miasto Litwy pod względem liczby mieszkańców, czego o polskim Łowiczu niewątpliwie nie można powiedzieć. Nie da się jednak dawnej litewskiej stolicy odmówić uroku, pomaga jej zwłaszcza sztuka uliczna, dość prężnie działająca galeria fotograficzna oraz... spora liczba muzeów. Ja zdecydowałam się na odwiedziny w Muzeum Diabłów. :) A potem wsiadłam w autobus i udałam się do Wilna, o czym więcej w kolejnym poście. ;)

Pierwszy kościół spotkany podczas wędrówki po Kownie. Potem okazało się, że jest ich więcej.

Widziałam sporo uroczych drewnianych domków.

Wspomniana wyżej sztuka uliczna.

Na ulicy od czasu do czasu można było natknąć się na polski akcent.

Kolejka linowa, którą nie miałam się okazji przejechać, bo byłam tam przed otwarciem.

Po drodze...

... do Kościoła Zmartwychwstania Pańskiego.




A wspominałam już o tym, że w Kownie było sporo kościołów? ;)

Starówka. Co dwa kroki można tam było się natknąć na poniższą kawiarnię.















Wdrapałam się też na punkt widokowy w Kościele Jezuitów.






Potem pospacerowałam jeszcze trochę...




... aż dotarłam do ostatniego punktu wycieczki - wspomnianego wyżej Muzeum Diabłów. ;)