Po czym poznaje się najkochańszą host rodzinkę na świecie? Po tym, że na tydzień przed twoim wyjazdem (a trzy po przyjeździe) pytają, czy masz plany na swój ostatni wieczór w Madrycie, bo oni chętnie gdzieś by cię zabrali. A że host tata przynajmniej raz do roku musi się przejechać miejscową kolejką linową (ku niezadowoleniu swojej żony i nieustającej radości dzieci), lądujesz z nimi na przejażdżce madryckim Teleférico. I jarasz się jak głupia, bo przecież uwielbiasz takie rzeczy. :D Potem taka host rodzinka zabiera cię jeszcze na kolację - jak zwykle chcą, żebyś spróbowała czegoś typowo hiszpańskiego, więc kiedy okazuje się, że restauracja, w której zrobili rezerwację, serwuje dania kuchni fusion zamiast normalnych tapas, zabierają cię do Mercado de San Miguel, gdzie jesz prawdopodobnie najfajniejszy posiłek w swoim życiu. To nic, że na stojąco. ;) Na koniec zatrzymujecie się pod Pałacem Królewskim, żeby posłuchać ulicznego koncertu jakiegoś śpiewaka operowego, a ty słuchasz go, rozkoszujesz się chwilą i wiesz, że to był jeden z fajniejszych wieczorów w twoim życiu. :)
Teleférico.
Przejeżdżaliśmy nad jakimś letnim kinem plenerowym. Bardzo żałuję, że na pokaz w tym roku udało mi się wybrać tylko raz i to jeszcze w Warszawie.
W pewnym momencie byliśmy tak blisko budynków mieszkalnych, że aż było mi nieswojo.
Mercado de San Miguel.
Nasza kolacja, czyli hiszpańskie tapas. :)
I na koniec - dwa nocne ujęcia Pałacu Królewskiego. Do zobaczenia, Madrycie! :)