PHotoEspaña to festiwal fotograficzny, który odbywa się w różnych galeriach oraz muzeach na terenie Madrytu. Oglądać można prace zarówno współczesnych artystów, jak i dawnych fotografów, a ja, odwiedzając jedną wystawę po drugiej, przekonałam się po raz kolejny, jak wielką siłę mają zdjęcia - kto by pomyślał, że dzięki pracom Eugeniego Forcano z Barcelony lat sześćdziesiątych, stwierdzę, że stolica Katalonii nie jest nawet taka zła? ;) Z kolei na wystawie w Bibliotece Narodowej zamiast zdjęć prezentowano najlepsze albumy fotograficzne roku, w tym książkę... z artystycznymi fotografiami nieforemnych marchewek. :) Widzicie więc, że prezentowane dzieła dotyczyły niemalże wszystkich możliwych tematów - od zdjęć z Afryki z początku zeszłego wieku, poprzez reportaże z chilijskich świąt, aż do konceptualnych portretów współczesnych hiszpańskich celebrytów - a każda zaangażowana w festiwal instytucja starała się pokazać coś związanego ze swoim zwykłym zakresem działań. Dodam do tego fakt, że w tym samym czasie w Fundacji Mapfre można było zobaczyć za darmo wystawę Henri Cartier-Bressona, którą odpuściłyśmy sobie w Paryżu, bo nie było nas stać na bilety, i Madryt urasta do europejskiej stolicy fotografii. Moim zdaniem, zdecydowanie zasługuje na to miano. :)