Na samym początku mojego pobytu w Madrycie udałam się do Informacji Turystycznej, żeby pozbierać wszelkie możliwe ulotki na temat atrakcji w stolicy Hiszpanii. Była też pośród nich mała mapka prezentująca trzy trasy szlakiem rzadziej uczęszczanych madryckich muzeów. Zainteresowała mnie ona na tyle, że pewnej niedzieli postanowiłam wypróbować jedną z tych tras - akurat dzień darmowego wstępu. Najpierw odwiedziłam Museo de América (Muzeum Ameryki), gdzie moją uwagę zwróciły liczne... pióropusze. W przeciwieństwie do pewnych innych zgromadzonych tam obiektów mogłam podziwiać je bez kłopotu, bo cała wystawa była opisana tylko po hiszpańsku. ;) Następnie udałam się do Museo del Traje (Muzeum Ubioru) prezentującego historię ludzkich strojów od XVIII wieku do dziś. To właśnie tam dowiedziałam się, że Balenciaga to projektant mody wywodzący się z Kraju Basków. :D Dobrze wiedzieć, bo ta informacja sporo mi rozjaśniła, jeśli chodzi o wymowę tego nazwisko - kiedyś uparcie twierdziłam, że to "Balenciąga". :D Po południu udałam się do Świątyni Debod, skuszona informacją, że to stamtąd rozciąga się najlepszy widok na zachód słońca w Madrycie. Niewątpliwie jest to prawda - bo tamtejsza panorama jest na tyle nieciekawa, że potrzeba malowniczego zachodu słońca, żeby uczynić ją trochę bardziej interesującą. ;) Pałac Królewski to jedyny budynek, który widać stamtąd w miarę dobrze, a całą resztę landszaftu stanowią drzewa największego madryckiego parku o nazwie Parque del Oeste. ;) Co do samej świątyni - myślałam, że starożytni Egipcjanie umieli budować budynki, które w gorącym klimacie dawałyby trochę chłodu, ale najwyraźniej nie. A przynajmniej w Debod było tak okropnie duszno, że szybko się stamtąd zmyłam. ;) Moim ostatnim przystankiem tego dnia był Sol, czyli najważniejszy plac w Madrycie, skąd pociągiem udałam się z powrotem do Tres Cantos.
Muzeum Ameryki.
Muzeum Ubioru.
Świątynia Debod.
Widok na Pałac Królewski.
Slacklining w parku obok Świątyni Debod.
Na koniec - Sol, który nawiedziła inwazja pluszanych bajkowych postaci. ;)