piątek, 29 sierpnia 2014

El Rastro.

El Rastro to największy pchli targ w stolicy Hiszpanii. Wybrałam się tam z Coby w którąś niedzielę lipca, bo mój przewodnik z Free Walking Tour polecił mi właśnie to miejsce, kiedy go zapytałam, czy zna jakąś dobrą miejscówkę, żeby poobcować trochę ze sztuką uliczną w Madrycie. Nie robiłam sobie zbyt wielkich nadziei, że rzeczywiście będzie to coś związanego ze street artem, bo akurat wiedziałam już wcześniej mniej więcej co to za miejsce i planowałam wybrać się tam w najbliższej przyszłości z powodów całkowicie niezwiązanych ze sztuką uliczną. Jednak to, że podczas zadawania pytania akurat wręczałam mu 5-eurowy banknot jako napiwek za wycieczkę, sprawiło najwyraźniej, że poczuł się zobowiązany by mi coś polecić i to była pierwsza rzecz, która przyszła mu do głowy. ;) W każdym razie absolutnie nie żałuję, że się tam wybrałyśmy (mimo że to miejsce na pierwszy rzut oka nie ma za wiele wspólnego ze sztuką uliczną... co może okazać się złudnym wrażeniem - ale nie ubiegajmy faktów ;) ), bo El Rastro to absolutnie kuriozalne połączenie swojskiego bazaru z wszelką tandetą, targu z rękodziełem oraz giełdy antyków. Zdecydowanie warto zobaczyć to na własne oczy. ;) Íñigo powiedział mi też, że w tej okolicy jest wiele fajnych barów, żeby się czegoś napić oraz coś przekąsić. Niewątpliwie jest to prawda - tyle tylko, że jak to w Hiszpanii: w okolicach pory obiadowej nie ma tam gdzie szpilki wcisnąć. :) Dlatego też my ostatecznie wylądowałyśmy w "typowej hiszpańskiej taniej knajpie" - gdzie po lanczowym szczycie na podłodze wala się mnóstwo papierowych chusteczek i innych śmieci, wszędzie stoją brudne talerze, a czystość wody, w której myte są szklanki, pozostawia do życzenia tyle, że do picia decydujesz się zamówić Colę w puszce - tak dla pewności. ;)

El Rastro.













Nie zabrakło też polskiego akcentu - niestety, nie udało mi się odnaleźć tej książki na kupce i wyglądało no to, że sprzedawcy został tylko ten fragment obwoluty. ;)



I na koniec - nasze patatas bravas na obiad. Może i knajpa była brudna, ale były bardzo dobre, a sos jeszcze lepszy. Trzeba tylko pamiętać, że jedna osoba zdecydowanie nie jest w stanie przejeść takiej góry kartofli i jeden talerz należy zamawiać na dwoje. ;)