Z "Dziennika podróży":
2.09.2013
Budzimy się dość późno i późno wyruszamy do Muxii. Friedrich jeszcze śpi, więc zostawiamy mu tylko list przytwierdzony do parasola, który wczoraj znalazł, rzucamy pożegnalne spojrzenie na naszą plażę i rozpoczynamy wędrówkę. Idziemy i idziemy, po drodze jest bardzo mało źródełek, więc po pewnym czasie umieram z pragnienia. W połowie drogi wbijamy sobie pieczątki do paszportów - trzeba to zrobić, żeby udowodnić, że szło się pieszo, jeśli na miejscu chce się dostać Muxianę (zaświadczenie o odbyciu pieszej pielgrzymki do Muxii). W najwyższym punkcie dzisiejszego etapu robimy przystanek, a potem rozpoczynamy łagodne zejście. Przeżywamy poważną chwilę grozy, gdy przed nami znów wyrasta strome wzniesienie, ale okazuje się, że szlak na szczęście mija je bokiem. Potem schodzimy do Muxii (tutaj to dopiero wygląda jak koniec świata!), mijając po drodze bardzo malowniczą plażę - dziś jest jednak zimno, a poza tym woda wygląda na brudną, więc odpuszczamy sobie kąpiel. Docieramy do albergue (oczywiście tradycji musiało stać się zadość nawet ostatniego dnia i jest ono ulokowane na sporym wzgórzu :D), które okazuje się bardzo nowoczesne i... bardzo niefunkcjonalne. Mnóstwo niewykorzystanej przestrzeni, pranie musi się suszyć na ocienionym tarasie, a pod prysznicami nie ma zasłonek (nawiasem mówiąc, jest to zjawisko bardzo częste w odnowionych schroniskach. Czy ma być to sposób na to, żeby pielgrzymi oszczędzali wodę, bo będą się streszczać, nie chcąc się kąpać pod obstrzałem spojrzeń? Innego wytłumaczenia nie znajduję. ;) ) Wieczorem idziemy odebrać Muxianę, a potem bierzemy udział w nabożeństwie w kościele (które wcale nie odbywa się w malowniczym sanktuarium położonym nad brzegiem oceanu...). Dzień kończymy, obserwując zachód słońca z cypla i zajadając empanadę gallegę na kolację. :)
***
Spotkani na Camino
Spotkani na Camino
Patrycja i Marcin - para Polaków, których spotkamy w schronisku w Muxii. Okazuje się, że też szli Camino del Norte, ale wyruszyli kilka dni przed nam i spędzili po prostu więcej czasu w Santiago oraz w Finisterze. Do Irún dotarli autostopem i zajęło im to tylko 25 godzin. Na trasie podobno spotkali wielu naszych rodaków - ale znaleźli też na to dobry sposób, bo do plecaka mieli przymocowaną małą polską flagę. ;) Kiedy opowiadamy im o naszym noclegu na plaży poprzedniego dnia, bardzo żałują, że i oni tego nie doświadczyli. :)
Poranny widok na plażę w Finistrre.
A to już zdjęcia zrobione w drodze. :)
Plaża przy wejściu do Muxii.
Prawdopodobnie najlepiej położone boisko na świecie. :D
I na koniec - kilka zdjęć z zachodu słońca. :)