Z "Dziennika podróży":
20.08.2013
Początkowo mamy plan, żeby wstać o piątej i wyjść o szóstej, aby wziąć udział w wyścigu o łóżka w Cadavedo (tylko 10 miejsc), ale jeszcze poprzedniego dnia z tego rezygnujemy i postanawiamy zdać się na los. Wychodzimy więc normalnie o siódmej i nie spieszymy się za specjalnie po drodze - szlak wiedzie dziś nieużywaną już prawie drogą krajową przez las, w którym co jakiś czas porozrzucane są małe wioseczki. Na miejsce docieramy godzinę szybciej niż powinno nam to zająć według naszego przewodnika i udaje nam się jeszcze załapać na łóżka - wygląda na to, że wszyscy przestraszyli się przestrogi hospitalera z Soto i postanowili iść do kolejnego albergue (16 km dalej). Po południu postanawiamy iść na plażę - trochę boimy się powtórki z Hazas, ale tym razem udaje nam się dotrzeć bez problemu. Na miejscu czekają nas trzy niespodzianki - po pierwsze, plaża jest kamienista, po drugie - strzeżona, po trzecie - może dziś strasznie wzburzone. Postanawiam iść się kąpać mimo to, ale fale są tak wielkie, że strasznie mną rzuca i mam trudności z wyjściem z wody - na szczęście pan ratownik czuwa i podaje mi pomocną dłoń (dosłownie). ;) Potem wracamy, jesteśmy świadkami wielkiej akcji przekłuwania pęcherzy i likwidowania odcisków na stopach jednej z pielgrzymek i idziemy spać.
***
Spotkani na Camino
Poeta spotkany w jednej z wiosek po drodze - prosi nas o zapisanie w jego zeszycie 3 słów (po polsku!), które kojarzą nam się z Camino. Opowiada nam o tym, że był kiedyś w Polsce i czytał swoje wiersze w Instytucie Cervantesa w Krakowie i uwielbia Szymborską - której nazwisko wymawia tak śmiesznie, że na początku w ogóle nie mogłyśmy się połapać, o co mu chodzi. :)
W drodze.
Plaża.
I na koniec - lokalna ściana ogłoszeń (ekhem, ekhem), caminowa pomysłowość oraz nowoczesne horreo w Cadavedo. :)