Z "Dziennika podróży":
2.08.2013
O siódmej rano wyruszamy ze schroniska w San Sebastian. Najpierw wchodzimy pod sporą górę, w połowie której urządził sobie stanowisko miły starszy pan. Wyniósł na ulicę przed dom stolik z krzesłami, karafki z wodą i szklanki oraz swoją pieczątkę i siedząc przy takim kramie - zagaduje pielgrzymów. Z nami też krótko porozmawiał w każdym języku po trochu - po hiszpańsku, angielsku, niemiecku, polsku i... rosyjsku. xD Potem idziemy spokojnie dalej szlakiem, pokonując mniejsze i większe wzniesienia. Rozmawiamy po drodze z kilkoma osobami, np.: przy źródełku z "very good urą" z Hiszpanką mówiącą po angielsku (spory wyczyn w tym kraju! ;) ), która wysnuwa wniosek, że w Polsce musi być dużo gór - nie mamy pojęcia, na jakiej podstawie, ale po tym, jak wczoraj Rodrigo oświadczył, że "Poland must be very wild" nic już nas nie zdziwi. :) Spotykamy również pierwszych Polaków na trasie i grupę młodych Hiszpanów wołających za Dosią "blondina!". :) Szybko docieramy do schroniska, ale jest ono jeszcze zamknięte, więc ustawiamy plecaki w kolejce pod drzwiami i idziemy na plażę. Potem wracamy (rządek plecaków uległ w międzyczasie znacznemu wydłużeniu), odstajemy swoje w ogonku, wreszcie docieramy do biurka hospitalera, który wbija nam pieczątki w credenciale i odpowiada "nie" na nasze pytanie, czy możemy rozstawić na zewnątrz namiot, skoro jest tu dziś tyle ludzi. Czyli znowu nici ze spania pod gołym niebem. ;) Następnie wybieramy sobie łóżka i resztę dnia przepędzamy na niczym - czyli zakupach, jedzeniu kolacji i lenieniu się. ;)
***
Spotkani na Camino
Para Niemców - oboje bardzo spoceni i wymęczeni, widać, że Droga zmusza ich do dużego wysiłku. On ma przy sobie mnóstwo butelek po coli, w które ponalewał wody - informuje nas, że obawia się złapać biegunkę, jeśli będzie pił wodę z przydrożnych źródełek. Ona natomiast się nie krępuje - po ściągnięciu plecaka pod kościółkiem pustelniczym, gdzie sporo pielgrzymów akurat odpoczywa, od razu kieruje swoje kroki do pompy. Po powrocie mówi do nas: "dobra i co najważniejsze zimna, nie wiem, o co mu chodzi". :)
Po drodze.
Pan od pieczątek w akcji...
... i zdjęcie, które nam zrobił. ;)
W dalszej drodze.
Szłyśmy kawałek dość ruchliwą drogą lokalną, ale przynajmniej się z nami przywitano. ;)
Orio.
W dalszej drodze.
... i plaża tamże. ;)