Śnieżny początek kwietnia, czyli biały Lany Poniedziałek, który spędzałam u dziadków w Łodzi.
Przerobiona reklama w S-Bahnie. "Koniec z gównem (w oryginale: "czynszem"), przeprowadź się do seksistowskiego ("własnego") domku na wsi lub w mieście".
Wiosenne berlińskie niebo.
Piana zbierająca się na moim ulubionym zielonym Berliner Weisse. Będę za nim tęsknić po powrocie do Polski! :)
Weimar i znak drogowy zatknięty do beczki z dekoracją wielkanocną oraz dość przerażający manekin "zdobiący" witrynę jednego z tamtejszych optyków.
Szyld weimarskiej kafejki "Euro". ;)
"Dworzec Kulturalny Weimar". Zdaje się, że wspominałam już kiedyś o tym, iż niektóre dworce mają w Niemczech coś w rodzaju podtytułów, które mają informować przyjezdnych o głównej funkcji miasta, do którego przyjechali. Podczas tej wycieczki widziałam też inny ciekawy napis na dworcowej tablicy, a mianowicie "Jena Paradies", co oznacza... "Jena Raj". ;) Tym razem nie jest to jednak podtytuł, a zwykła nazwa stacji, bo w Jenie znajduje się park nazywający się "Raj", a dworzec ten znajduje się obok niego. ;)
Znak "Jedź ostrożnie, to mogłoby być twoje dziecko" widziany w Jenie i koszulka dla dziecka prezentowana na jednej z wystaw w Norymberdze - "21.12.2012 Ocalały nr 279". ;)
We Frankonii popularne były takie taśmy ułatwiające wniesienie bagażu na peron. Dość pomocne, ale raz widziałam panią, która zapomniała, że powinna podtrzymywać ręką torbę jadącą po takiej taśmie, więc jej walizka spadła z prawie samej góry i roztrzaskała się na dole w przejściu podziemnym. ^^
Ansbach, w którym miałam przesiadkę w drodze do Norymbergi i mistrzostwo świata - peron 25 obok peronu 1. Prawie jak w Harry'm Potterze. ;) Nie wspomnę już o tym, że na bilecie miałam napisane, że mój pociąg odjeżdża z toru "1 Ost", którego wcale nie było na dworcu, więc o mało nie zeszłam na zawał, latając w prawo i w lewo i szukając miejsca, z którego miałam odjazd. ^^
Norymberga i śmieszne lampy oświetlające salon firmowy T-Mobile.
W Bambergu natknęłam się na takie tabliczki wmurowane w chodniki pod starymi kamienicami. Upamiętniają one Żydów deportowanych do obozów zagłady i tam zamordowanych.
"Odtąd mogę iść sam", czyli karteczka wisząca na drzwiach do szkoły w Bambergu, mająca zapobiegać powstawaniu tłumu złożonego z rodziców w szkolnej szatni. ;)
Okazało się, że przez Bamberg przebiega słynna średniowieczna Droga Św. Jakuba.
Zaskoczyło mnie to, że we Frankonii na drzwi (die Tür) mówi się "Türe" - we wszystkich kościołach tak właśnie pisano na kartkach z napisem "Proszę zamykać drzwi". ;)
Mazurek, który upiekłam z przywiezionego z Polski kajmaku. Dodałam do niego gorzką czekoladę, żeby nie był tak obezwładniająco słodki. "Do kraju tego, gdzie kajmak bez problemu w sklepie dostanę, tęskno mi, Panie". ;)
Ciężarówka jednej z sieci sklepów z napisem w dialekcie berlińskim: "Ick koof bei Lehmann". W standardowym niemieckim byłoby to "Ich kaufe bei Lehmann", co po polsku oznacza "Kupuję u Lehmanna". Zwróćcie też uwagę na napis "15x in Berlin" (15 filii w Berlinie). W Polsce nigdy się z czymś takim nie spotkałam, tutaj to bardzo częsty dodatek do wszelakich reklam i plakatów.
Kreuzberg - tabliczka z napisem "Proszę utrzymywać czystość!" powieszona na drzewku, które może poszczycić się ogrodzeniem i kamienica porośnięta dzikim winem.
"Party Shop Berlin" w Prenzlauer Bergu. ;)
I na koniec - wlepka dostrzeżona tamże głosząca "Welcome to Schwabylon". Różnice pomiędzy niemieckimi landami są silnie widoczne, a to jeden z tego przykładów. Na początku mojego przyjazdu do stolicy Niemiec wybuchła dziwna dla mnie afera, a to ślad, który po niej pozostał - berlińczykom nie przeszkadzali imigranci z innych krajów, jak można by się było tego spodziewać, ale nie odpowiadał im... napływ Niemców z południa Niemiec, a dokładniej ze Szwabii. Nie do wiary, co? ;) Więcej przeczytacie tu, tu, tu i tu.