Wiemy już, że Bazylea nieszczególnie przypadła mi do gustu. Co więc skłoniło mnie do ponownych odwiedzin w tym mieście? Powody były trzy, pozwólcie więc, że je wymienię:
1. Ania nadal tam mieszka i gorąco zachęcała mnie do przyjazdu.
2. Tanie loty z Wawy.
3. Jarmarki świąteczne!!!
Tak więc na początku grudnia po raz trzeci postawiłam stopę na szwajcarskiej ziemi i od razu zostałam porwana na zwiedzanie. W Bazylei, jak to w Bazylei, człowiek pobył trochę w Szwajcarii, zahaczył o Niemcy, wrócił do Szwajcarii i tak to się kręciło – głównie wokół Muzeum Zabawek, Fundacji Beyler, Vitry, no i oczywiście jarmarku.
Tym razem podobało mi się bardziej niż ostatnio, więc kto wie... może zawitam kiedyś do Bazylei jeszcze raz. ;)