Po kolacji przy świecach, nadchodzi czas na śniadanie przy świecach. W schornisku na Krawcowym Wierchu nie ma prądu. Po prostu nie ma i już. Dzięki temu spędzamy tam wspaniały wieczór, ale stęsknieni za internetem (no dobra, stęsknione – podczas tego wyjazdu to Ania i ja ugrutnowałyśmy sobie opinię uzależnionych) ruszamy dalej. Błoto zamarzło, po drodze znajdujemy nawet śnieg, ale kiedy docieramy do Hali Miziowej naszym oczom przedstawia się smutny widok nieruchomego wyciągu. Wielki pokój ośmioosoby w schronisku też mamy tylko dla siebie.
Zimo, wróć!
Zimo, wróć!