sobota, 13 lutego 2016

Hala Miziowa – Zawoja.

Trochę po polskiej stronie, trochę po słowackiej wędrujemy do Zawoi, by spotkać się z resztą grupy. Podczas jednego z zejść zaliczam niefortunny upadek. Ma on sporo nieciekawych reperkusji: mocno obity łokieć, wygięty kijek i uszkodzone kolano, które daje o sobie znać dopiero później. Po drodze znajdujemy też kota. Najwyraźniej ktoś go porzucił, bo miauczy rozpaczliwie w opuszczonej szopie pod drogą. Kot kilka razy zmienia właściciela wewnątrz naszej grupy, aż wreszcie przed naszym wyjzdem zostaje oddany miejscowym gospodarzom. Morał jest taki: w górach trzeba uważać na kamiennie i miauczące budynki przy drodze. ;)































PS Małe rocznice: ten post jest pięćsetnym na blogu. :)