wtorek, 8 lipca 2014

Madryt.

Z "Dziennika podróży":
7.09.2013
Rano żegnamy się z naszymi hostami i ruszamy na podbój Madrytu. Miasto ma swój specyficzny klimat, który bardzo przypada mi do gustu - w przeciwieństwie do Barcelony. Stolica Hiszpanii urzeka mnie wysokimi białymi budynkami i pięknymi parkami. Trafiłyśmy na dzień, w którym nastąpi ogłoszenie wyników konkursu na miasto-gospodarza Olimpiady w 2020 roku, więc wszędzie kręci się sporo policji, a w powietrzu czuć podniecenie. Nie decydujemy się na udział w imprezie - zamiast tego wybieramy się do Muzeum Prado, bo od osiemnastej jest tam darmowy wstęp. :) Wieczorem ruszamy na lotnisko, gdzie spędzamy noc, bo z podmadryckiej miejscowości, gdzie mieszkali nasi hości, nie można się tam dostać wcześnie rano, kiedy mamy lot. Podczas kontroli bezpieczeństwa pani sprawdzająca nasze plecaki życzy nam "buen camino" na widok przytroczonych do nich muszli. :) Potem znajdujemy odpowiednie miejsce do rozłożenia się do spania i zapadamy w objęcia Morfeusza. ;)

8.09.2013
Rano ustawiamy się w kolejce do samolotu - leci z nami nami jakaś wycieczka szkolna, co wydaje się nam dość dziwne. Spotykamy też chłopaka z Polski, Kubę, który jak my wraca z Camino, tyle że on przeszedł Drogę Francuską. Wymieniamy się z nim wrażeniami z trasy, co umila nam czas w oczekiwaniu na wejście do samolotu. Tym razem nie ma żadnego opóźnienia, więc do Krakowa dolatujemy na czas. Autobusem dojeżdżamy do centrum, idziemy na mszę do kościoła Franciszkanów, a potem spacerujemy po Starówce i natykamy się na kilka caminowych śladów. Kupujemy też kapkejki, które były hitem naszej licealnej wycieczki do Krakowa, ale okazuje się, że nie są już tak dobre jak kiedyś. Potem łapiemy polskiego busa do Gdańska, w którym próbujemy zasnąć, ale skutecznie utrudnia nam to koleś, który wydzwania do wszystkich swoich znajomych po kolei i skarży się na Olę, która właśnie z nim zerwała (ta konwersacja również odbyła się przez telefon i też miałyśmy okazję jej wysłuchać xD) - on wie, że przecież byli tylko w niezobowiązującym związku, ale jemu tak zależało! :D

Madryt.
Podczas zwiedzania jednego z kościołów natknęłyśmy się na ślub. ;)
W kolejce do Prado uskuteczniłyśmy caminowy patent - nasze plecaki stały za nas w kolejce, a my siedziałyśmy obok na trawce. ;)
I na koniec - dwa hiszpańskie akcenty w Krakowie... :)