czwartek, 17 lipca 2014

Luksemburg.

Dziś zapraszam Was na spacer po Luksemburgu, ale zanim go rozpoczniemy, nadszedł wreszcie czas na odpowiedź na pytanie, które na pewno nie daje Wam spać po nocach: co robi Wandzia latem? ;) A więc w lipcu pracuje jako summer au pair pod Madrytem (wkrótce więcej na ten temat). :) Oczywiście, jakoś musiała się tam przedostać z Polski, a że bezpośrednie loty do stolicy Hiszpanii w odpowiadającym jej terminie były za drogie, zdecydowała się na przelot kombinowany przez Belgię z kilkudniowym pobytem w tym kraju (w ten sposób zaoszczędziła ponad 100 zł, które naturalnie wydała w Belgii (z nawiązką), ale co się przygód naprzeżywała i co się frytek oraz wafli najadła - to jej :) ). Stamtąd to już rzut beretem do Luksemburga, więc oczywiście nie mogła sobie odpuścić takiego wypadu - i tak oto powstał ten post. :)

Ale może zacznijmy od początku, czyli od dnia 27 czerwca, kiedy Wandzia miała lot z Modlina do Charleroi. Dodajmy do tego fakt, że tego samego dnia rano miała ostatni egzamin w sesji, a między egzaminem a wyjściem na autobus na lotnisko czekało ją pakowanie całego dobytku (bo musiała opróżnić swój warszawski pokój na wakacje) oraz pakowanie się na wyjazd, i mamy pełny obraz potencjalnego Armagedonu, który mógłby mieć miejsce tego dnia. Na szczęście Wandzia jest mistrzem planowania, więc wszystko udało jej się zrobić na czas - tylko na wyjściu stłukła kieliszek z czerwonym winem, gdy przytulała swoją współlokatorkę na pożegnanie. Ale za to później okazało się, że z tamtego egzaminu dostała piątkę, więc bilans zysków i strat się wyrównał. ;) Następnie spokojnie ruszyła na autobus odjeżdżający z Warszawy do Modlina o godzinie 17:00 - wiadomo, Translud to najtańsza opcja przejazdu na lotnisko, a skoro lot ma dopiero o 20:15, to jeszcze zdąży się tam wynudzić. A tu proszę, niespodzianka - nie dość, że już na wstępie złapaliśmy dziesięciominutowe opóźnienie z powodu korków, to potem było tylko gorzej. Przez większą część jazdy staliśmy, zamiast się poruszać, co zaowocowało tym, że do centrum Modlina dotarliśmy po godzinie 19. A stamtąd jeszcze czekała mnie przesiadka do busa dojeżdżającego bezpośrednio na lotnisko! Problem był taki, że jak na złość kierowca busa gdzieś się zapodział, kierowca autobusu z Warszawy nie mógł się do niego dodzwonić i już miałam tragiczną wizję, jak z całego mojego oszczędzania nici, utknę w Modlinie i będę musiała kombinować, nie tylko co zrobić z lotem do Belgii, ale także jak w ogóle dostać się do Madrytu na czas. Na szczęście, kierowca autobusu okazał się bardzo uczynnym człowiekiem i podwiózł mnie jak najbliżej terminalu mógł, dzięki czemu zdążyłam na samolot, a nawet miałam jeszcze trochę czasu na uspokojenie nerwów przed odlotem - z tego miejsca dziękuję serdecznie jeszcze raz i pozdrawiam! ;)

Po tym, jak doleciałam do Belgii, czekał mnie nocleg na lotnisku Charleroi. Moi znajomi patrzyli na mnie jak na wariatkę, kiedy mówiłam im przed podróżą, że będę spała w terminalu, i nie mogli się nadziwić mojej brawurze, więc chciałam Was wszystkich zapewnić, że to naprawdę nic strasznego. ;) Miałam ze sobą caminowe alumatę i śpiwór oraz zatyczki do uszu, więc bez problemu rozłożyłam się za jakimś automatem-samochodem dla dzieci i spędziłam bezproblemowo noc. Nie byłam też sama - sporo ludzi drzemało na krzesełkach, inni okupowali podłogę jak ja - więc naprawdę nie ma się czego obawiać. ;) O spaniu na lotniskach powstały nawet całe portale internetowe z polecanymi miejscówkami i wszelkimi potrzebnymi informacjami (chociaż naprawdę nie wiem, skąd im się wziął ten pomysł ze spaniem za automatem - moim zdaniem, na Charleroi najlepiej śpi się gdzieś w okolicach stanowisk, przy których oddaje się bagaż, bo tam w nocy nic się nie dzieje i jest bardzo cicho), więc naprawdę nie ma się czego bać. ;) O czwartej rano zostaliśmy wszyscy obudzeni przez ochroniarza, ale potem można było wrócić w objęcia Morfeusza. Albo zacząć przygotowywać się do podróży autobusem do Luksemburga jak ja. ;) Bilety na niego kupiłam za jedyne 10 euro w dwie strony na stronie flibco.com - i pierwszym porannym kursem z Charleroi... jechałam sama z kierowcą. :) Ogólnie ich autobusy nie są zbyt oblegane (dlaczego? Moim zdaniem, niczego im nie brakuje, są nowe, mają wygodne siedzenia i toaletę), więc bardzo łatwo załapać się na najtańszą taryfę. :)

Co do Luksemburga nie miałam zbyt wielkich oczekiwań - co ciekawego może być w takim małym kraju? Chciałam tam pojechać głównie dlatego, że odczuwałam głód nieznanego. Nigdy wcześniej tam nie byłam, więc warto zobaczyć, jak tam jest, ale na wiele wrażeń estetycznych się nie nastawiałam - a tu niespodzianka! Luksemburg jest naprawdę pięknie położony i widoki są niesamowite. Na dodatek trafiłam tam też na instalację z parasolami, z której słynie Águeda w Portugalii, i wpadłam jak śliwka w kompot. :) W zwiedzaniu przeszkadzał mi tylko uporczywy deszcz, który potem zamienił się w okropną ulewę - tak straszną, że nawet niepokonana Wandzia się poddała i ruszyła wcześniej na dworzec, by tam choć trochę osuszyć się przed podróżą powrotną. Dziękowałam tylko niebiosom, że coś tknęło mnie, żeby sprawdzić prognozę pogody przed wyjazdem, więc spodziewałam się opadów (chociaż nie aż takich...) i miałam przy sobie pelerynę przeciwdeszczową. :)

A po tym przydługim wstępie - zapraszam do oglądania zdjęć. ;)

Luksemburg.
Rower to popularny środek transportu w mieście. :)
 Rue Philippe II i parasole. :)
 Ostatnio we wszystkich miejscach, które odwiedzam, natykam się na oznaki niechęci do prezydenta Rosji...
 W Luksemburgu sporo było stylowo ubranych starszych ludzi. :)
 Natknęłam się też na pchli targ. Gdyby nie to, że nie miałam już miejsca w plecaku, do Madrytu poleciałabym z czterema ostatnimi tomami Harry'ego Pottera po niemiecku po 5 euro za sztukę. ;)
 W miejscu, gdzie odbywał się targ, grała też orkiestra dęta. Mimo mżawki słuchałam ich przez dłuższą chwilę - oto magia Luksemburga, mówię Wam. :)
 Niedaleko był też bazar z jedzeniem - wygląda na to, że najbardziej poszukiwane było to lokalne, z Luksemburga. Nie mam pojęcia, gdzie w takim małym kraju mieszczą się pola uprawne, ale najwyraźniej - jak się chce, to można. ;)
 W dalszej drodze.
 Raz zaszczepiony caminowy bakcyl sprawia, że wszędzie jest się w stanie znaleźć muszle św. Jakuba. :)
Stare Miasto.
Takie parasole z symbolem UE były tam bardzo popularne. :) Miałam plany udać się do dzielnicy europejskiej w Luksemburgu, ale niestety, deszcz skutecznie mi to uniemożliwił.
 Wszystkie okoliczne bary wyglądały mniej więcej tak, bo akurat trwał Mundial. Przy tek okazji - gratulacje dla drużyny Niemiec (zwłaszcza, że to właśnie im kibicowałam ;) )!
 Drugi popularny typ parasoli - dla patriotów lokalnych. ;)
 A na koniec - zderzenie tradycji z nowoczesnością. ;)