W związku z kontuzją porzucam góry i uciekam do Krakowa. Zaczynam od obejrzenia wystawy szopek krakowskich, które wprawiają mnie w zachwyt. Są naprawde prześliczne i nie mogę się na nie napatrzeć. Potem zwiedzam aktualną wystawę w Kamienicy Szołajskich (dotyczy grafiki francuskiej) i udaję się na zwiedzanie miasta śladem krakowskich legend. Wędrujemy po starówce, zahaczamy o Wawel i wreszcie podziwiamy zachód słońca z kopca Krakusa. Wracamy przez Pogórze, więc wreszcie mam okazję zobaczyć słynne kolorowe schody. Zwiedzanie kończę w MOCAK-u, gdzie do gustu szczególnie przypadają mi poprzypalane papierosami prace Agaty Kus.
czwartek, 25 lutego 2016
środa, 17 lutego 2016
sobota, 13 lutego 2016
Hala Miziowa – Zawoja.
Trochę po polskiej stronie, trochę po słowackiej wędrujemy do Zawoi, by spotkać się z resztą grupy. Podczas jednego z zejść zaliczam niefortunny upadek. Ma on sporo nieciekawych reperkusji: mocno obity łokieć, wygięty kijek i uszkodzone kolano, które daje o sobie znać dopiero później. Po drodze znajdujemy też kota. Najwyraźniej ktoś go porzucił, bo miauczy rozpaczliwie w opuszczonej szopie pod drogą. Kot kilka razy zmienia właściciela wewnątrz naszej grupy, aż wreszcie przed naszym wyjzdem zostaje oddany miejscowym gospodarzom. Morał jest taki: w górach trzeba uważać na kamiennie i miauczące budynki przy drodze. ;)
PS Małe rocznice: ten post jest pięćsetnym na blogu. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)