piątek, 27 lutego 2015

Kraków w ferie.

Wycieczka w ferie z młodszą siostrą. Najpierw była przejażdżka pendolinem (och, och, te opływowe kształty i komfort jazdy, tylko snapchat jak na złość nie chciał pokazywać odpowiedniej wartości na filtrze z prędkością i cały czas wyświetlało się "0 km/h"), potem pierwszy obwarzanek (mniam, mniam, nawet Agnieszka Mały Wybrzydzacz dała się przekonać) i zwiedzanie podziemnego muzeum (ach, ta nostalgia, ostatnio byłam tam podczas wycieczki klasowej w liceum!). Stamtąd poszłyśmy zameldować się w hotelu (39 złotych za dwójkę w Ibis Budget, niech żyją promocje! Tylko prysznic był jakiś dziwny, bo świecący), a potem udałyśmy się na obiad (do całkiem przyjemnej jadłodalni, gdzie pierogi były śmiesznie tanie, na ścianach wisiały półki z najróżniejszymi konserwami, a pani za ladą nosiła dziwaczny strój, powiedzmy: artystyczno-ludowy) i na spacer po Kazimierzu ("Agniesia, pójdziemy jeszcze na Kazimierz, a jak nie będziesz za dużo marudzić, to w nagrodę dostaniesz kapkejka"). No i dostała. :)

Następnego dnia deszcz. Plan awaryjny - czyli muzea. Ruszamy do Cricoteki (wow, wow, architekturalny ambalaż super, ale wystawa średnia), a stamtąd do Fabryki Schindlera (jeśli jest jedna grupa turystów, którą najchętniej wysadziłabym w powietrze, to są to wycieczki francuskich nastolatków). Potem czas został nam już tylko na szybki obiad (te stylizowane jadłodalnie to jakiś typowo krakowski fenomen :o) i popędziłyśmy na Polskiego Busa do Wrocławia. Ale o tym w następnym poście! :)




















sobota, 21 lutego 2015

czwartek, 19 lutego 2015

wtorek, 17 lutego 2015

niedziela, 15 lutego 2015

piątek, 13 lutego 2015

środa, 11 lutego 2015

poniedziałek, 9 lutego 2015

Lomomiś z lomo-Żaglem.

Wywołałam filmy napstrykane jakieś 2 lata temu. W najbliższym czasie na blogu zanosi się na zalew nostalgii.




sobota, 7 lutego 2015

Wilno w styczniu.

W styczniu w Wilnie pada, a zamglenie skutecznie utrudnia  fotografowanie. Ale w sumie, kiedy całe dni ma się zajęte przez warsztaty dla mentorów wolontariuszy EVS, a śpi się w Hotelu Panorama, który jest tak luksusowy, że w razie zgubienia klucza do pokoju obsługa bez słowa i za darmo wyrabia kolejny, nie ma to większego znaczenia.

Zimą Wilno wydaje się trochę smutne, trochę prowincjonalne, trochę rozpadające się. A jednocześnie kryją się w nim takie perełki jak Cat Cafe, a syrki są tak samo dobre jak zawsze.


Mimo wszystko jedźcie do Wilna latem.