Przyjechałam z Warszawy do domu i zaraz następnego dnia wybrałyśmy się do Gdańska na jarmark świąteczny. Ucieszyłam się, bo sprzedawano i ciasto kominowe, którego próbowałam w Belgradzie w zeszłym roku, i kasztany, które jadłam niedawno w Wiedniu, więc mogłam się tymi smakami podzielić z mamą i siostrą. Szkoda tylko, że jakoś to wszystko lepiej smakowało w podróży - ale to chyba właśnie tylko dlatego, że to było w podróży. ;) Co jeszcze? Gdańsk mnie rozczarował swoją iluminacją świąteczną - a raczej jej brakiem. Warszawa to to nie jest, oj nie.... ;)