Pierwszą rzeczą, którą spakowałam, jadąc do Irlandii, były treki. Zielone wzgórza, owce i morze coś, co wybitnie kojarzyło mi się z pieszymi przechadzkami. Ale kiedy zaczęłam czytać o Zielonej Wyspie, nie znalazłam zbyt wielu informacji na temat szlaków dla piechurów. Generalnie było jednak dosyć trudno znaleźć sensowne treści na temat Irlandii i jej atrakcji, więc początkowo niespecjalnie się tym przejęłam, licząc na to, że po prostu wszystkiego dowiem się na miejscu od tubylców.
Kiedy jednak postawiłam stopę na irlandzkiej ziemi, wszystko stało się jasne. Kraj ten jest podporządkowany samochodom, to one są najważniejsze, a bez nich właściwie nie da się żyć. Stąd też brak szlaków pieszych (po co, przecież tyle pada, lepiej jechać autem!), a jeśli już są, to i tak prowadzą po asfalcie albo po wyjątkowo niewygodnym dla stóp żwirze.
A jednak moją pierwszą wycieczkę za miasto odbyłam, "idąc na nogach", jakby to powiedzieli moi polscy znajomi w Irlandii (z południa kraju, dlatego mówili tak śmiesznie ;) ). Ścieżkę dla pieszych i rowerzystów z Carrigaline do Crosshaven zbudowano według dawnego przebiegu trakcji kolejowej nad brzegiem miejscowej rzeczki. Nie wiem tylko, jaki był sens sadzenia wzdłuż trasy krzaków, które miejscami całkowicie zasłaniają widok.
Mimo wszystko szło się w miarę dobrze, szkoda tylko, że w Crosshaven nie ma za wiele do zobaczenia. Na szczęście w poszukiwaniu dojścia do morza natknęłam się na stary fort (Camden Fort Meagher), który co weekend dla zwiedzających otwierają wolontariusze. W efekcie turyści oprowadzani są przez prawdziwych pasjonatów - czyli najczęściej miejscowych emerytów. ;)
No więc zwiedziłam fort. A do morza w końcu nie dotarłam. Bo zaczęło padać.
A jednak moją pierwszą wycieczkę za miasto odbyłam, "idąc na nogach", jakby to powiedzieli moi polscy znajomi w Irlandii (z południa kraju, dlatego mówili tak śmiesznie ;) ). Ścieżkę dla pieszych i rowerzystów z Carrigaline do Crosshaven zbudowano według dawnego przebiegu trakcji kolejowej nad brzegiem miejscowej rzeczki. Nie wiem tylko, jaki był sens sadzenia wzdłuż trasy krzaków, które miejscami całkowicie zasłaniają widok.
Mimo wszystko szło się w miarę dobrze, szkoda tylko, że w Crosshaven nie ma za wiele do zobaczenia. Na szczęście w poszukiwaniu dojścia do morza natknęłam się na stary fort (Camden Fort Meagher), który co weekend dla zwiedzających otwierają wolontariusze. W efekcie turyści oprowadzani są przez prawdziwych pasjonatów - czyli najczęściej miejscowych emerytów. ;)
No więc zwiedziłam fort. A do morza w końcu nie dotarłam. Bo zaczęło padać.